piątek, 12 lipca 2013

Rozdział 8.

*Marta*

-To wszystko przez ciebie ! To przez ciebie ona nie żyje !- wykrzyczała Karolina ze łzami w oczach.
W pokoju zapanowała cisza. Nie wiedziałam co mam powiedzieć. Modliłam się w duchu żeby to o co chodzi Karolinie nie było tym co siedziało mi w głowie. Z moich myśli wyrwał mnie głos Justina.
-O co ci chodzi ?!- wstał do Karoliny i próbował ją uspokoić.
-Chodzi mi o to, że to wszystko wina tej szmaty! - wskazała na mnie.- To przez nią Kaśka nie żyje !- z jej oczu ciekł potok łez. Była zdruzgotana a jednocześnie wściekła- na mnie.
Kiedy usłyszałam jej słowa zamarłam. Strach i ból sparaliżował moje ciało. Nie potrafiłam się poruszyć. Zrobiło mi się ciemno przed oczami.

*Justin*

Kiedy usłyszałem co się stało nie wiedziałem co powiedzieć. Wiedziałem, że Marta nie da sobie z tym rady, a to że Karolina ją obwiniała wcale nie pomagało. Co ja mówię ?! To było straszne! Nagle Marta zemdlała. Wyprowadziłem Karolinę z pokoju na korytarz i poszedłem po lekarza. Lekarz próbował ocucić Martę, ale to nic nie dawało. Ona nadal leżała taka bezwładna i bezbronna. To moja wina ! To moja pieprzona wina! Jaki ze mnie idiota ! Gdybym wtedy nie zostawił jej w tej cholernej łazience wszystko byłoby inaczej. Nie wyszłaby na ulice sama i nie potrąciłby jej samochód.
-Jest pan z rodziny?- usłyszałem głos lekarza.
-Nie jestem przyjacielem. Co z nią będzie?
-Czy ma pan jakikolwiek kontakt do jej rodziny?- wypytywał nerwowo lekarz.
-Tak. Dzwoniłem już po jej rodziców, ale nie odbierali.
-Proszę próbować dzwonić dalej. My zabieramy ją na salę operacyjną.- powiedział lekarz.
-Jak to? Co jej jest?
Kiedy usłyszałem o operacji grunt zawalił mi się pod nogami. W moich oczach pojawiły się łzy.
-Coś się dzieje. Pacjentka zaczęła pluć krwią. Proszę być dobrej myśli. - próbował uspokoić mnie lekarz.
Postanowiłem nie poddawać się emocjom, które były ogromne i dzwonić do jej rodziców. Niestety jej mama nie odbierała. Siedziałem na korytarzu myśląc o tym co jeśli ona.. Nie ! Justin ogarnij się ! To nie może się tak skończyć ! Jedno jest pewne jeśli coś.. cokolwiek się jej stanie nie wybaczę sobie tego.
Z moich myśli wyrwał mnie lekarz.
-Proszę pana. Pacjentka ma niewydolność nerek. Jeżeli nie trafiłaby teraz do szpitala mogłoby być o wiele gorzej Niezbędny jest przeszczep nerki.- powiedział lekarz trzymając mnie za ramię ze współczuciem.
Po raz kolejny tego dnia grunt usunął mi się spod stóp. Nie wiedziałem co robić. Nie wiedziałem jak jej pomóc chociaż bardzo chciałem.
-Musimy czekać na odpowiedniego dawce.- powiedział lekarz.
-A czy ja mogę nim być?- powiedziałem z nadzieją w głosie.
Chociaż tak mogłem jej pomóc.
-Możemy to sprawdzić. Czy miał pan kiedyś kłopoty z nerkami?- dopytywał lekarz.
-Nie. Nigdy.- odpowiedziałem pełen nadziei że będę mógł być dawcom.
-Będziemy musieli zrobić wszystkie niezbędne badania. Wtedy stwierdzimy czy może pan być dawcom.
Zapraszam na badania.
W tym momencie usłyszałem dzwonek mojego telefonu. Wysunąłem go z kieszeni. To mama Marty. Przesunąłem po ekranie tym samym odbierając połączenie. Nie czekając na to co powie, zacząłem.
-Dzień dobry. Proszę pani Marta miała wypadek. Jest w szpitalu Santa Jude.
-O mój Borze.. zaraz będziemy co się z nią dzieje?- zapytała łkając.
-Musi mieć przeszczep nerek. Właśnie idę na badania sprawdzające czy mogę być dawcom.- słyszałem jak kobieta płacze.
-Za.. zaraz będziemy.
Rozłączyła się.
Po jakiejś godzinie wyszedłem z sali gdzie były przeprowadzane badania. Wyniki miały być od razu. Chcieli tylko sprawdzić czy mój stan zdrowia pozwala na to abym był dawcom. Modliłem się żeby wynik był pozytywny. Nagle na korytarz wbiegli rodzice Marty.
-Jezu. Justin ! Co się stało? Co z nią?- pytała płacząc jej mama.
-Przechodziła przez ulice i potrącił ją samochód. Musi mieć przeszczepioną nerkę. Zgłosiłem się na dawce. Czekam na wyniki badań.
-Moja córka...- płakała kobieta, a jej mąż pocieszał ją mówiąc, że wszystko będzie dobrze.
-Justin..- usłyszałem cichy męski głos.- Dziękuje że się nią zająłeś.
-Nie ma o czym mówić.
Na korytarz wszedł lekarz. Mieliście kiedyś uczucie że wasze życie zależy od danej chwili? To właśnie była chwila od której zależało moje życie, życie Marty. Gdyby ona uma.. nie chcę nawet o tym myśleć- nie wybaczyłbym sobie tego do końca życia. Żyłbym ze świadomością, że mogłem ją od tego uchronić a jednak nie zrobiłem tego.
-Przykro mi, ale nie może być pan dawcom.- powiedział lekarz.
Rodzice Marty zaczęli cicho łkać. W moich oczach stanęły łzy. Po raz trzeci tego dnia grunt usunął się spod moich stóp. Co jeżeli ona umrze ?

1 komentarz:

  1. O Boże pisz dalej, bo ja nie wytrzymam co z nią będzie???
    PS trzymasz w takim napięciu, że dwa razu już płakałm ;'(

    OdpowiedzUsuń