*Lissa*
Justin...- wyszeptałam na tyle głośno na ile pozwalała mi moja krtań.- Jestem ci bardzo wdzięczna za to co zrobiłeś, rodzice wszystko mi opowiedzieli. Ale..- głośno przełknęłam ślinę bojąc się jego reakcji.-Ale to nie zmienia nic między nami... to znaczy..świetnie się z tobą czuję i bawie ale.. - cholernie chciałam żeby mi przerwał, ale on tego nie robił, więc ciągnęłam dalej- nie jestem jeszcze gotowa na to żeby się z kimś wiązać... nie pozbierałam się jeszcze po tej chorej sytuacji z Krzyśkiem..- w moich oczach stanęły łzy. Nienawidziłam tego stanu w którym czułam się jak szmata przez to jak potraktował mnie Krzysiek. Jeżeli chciał mnie dotkliwie skrzywdzić to mu się to udało. I to cholernie dobrze. Nie potrafi opisać jaką nienawiść do niego czułam. Na samą myśl o nim łzy napływały mi do oczu. Mimo że przez niego straciłam przyjaciółki i cała szkoła się na mnie uwzięła nie potrafiłam przestać ... go kochać. I to właśnie było najgorsze. Nienawidziłam go szczerze ale nie potrafiłam też przestać go kochać. Wiedziałam że mu nie wybaczę choćby błagał. Musiałam się w nim odkochać. Dobrym sposobem na to mógłby się wydawać związek z Justinem, ale wtedy raniłabym go. Nienawidziłabym się za to. Nie mogę z nim być. Na pewno nie teraz. Najpierw muszę wyleczyć się z Krzyśka. To cholernie boli bo chcę o nim zapomnieć a nie mogę.
-Lissa, słuchasz mnie?- zapytał niepewnie Justin. To niesamowite że potrafiłam zapomnieć o świecie myśląc o ty szmaciarzu.
-Lissa?- powtórzył Justin.
-Tak?- zapytałam patrząc się na niego.- Zaraz, jak mnie nazwałeś?
-Lissa. Przecież to twoje imię- zaśmiał się.
-Ale skąd ty wiesz ?
-Twoi rodzice mi powiedzieli.- uśmiechnął się i za chwilę spoważniał- Słuchaj, nie chciałem żebyś myślała że zająłem się tobą w nadziei że to zmieni coś między nami. Poczekam jeśli trzeba.- uśmiechnął się i pogłaskał mnie po głowie. Odwzajemniłam uśmiech. Ciągnęło mnie do niego. Chciałam z nim spróbować, ale nie mogłam póki czułam coś do Krzyśka. To by raniło Justina, a tego na pewno nie chciałam.
-Kiedy mnie stąd wypiszą? Musze naprawić wszystko z Kaśką i Karoliną.- uśmiechnęłam się.
-Właśnie... słuchaj Lissa..- ton Justina mnie niepokoił..
*Justin*
Nie chciałem żeby tak wyszło. Nie chciałem żeby pomyślała że wszystko co dla niej robię jest po to żeby ona ze mną była. Owszem, chciałem tego i to cholernie, ale nie na siłę. Jeżeli nie mogłem z nią być to chciałem być jej przyjacielem. Chciałem zawsze być przy niej, zawsze kiedy dzieje jej się krzywda stanąć w jej obronie. Nienawidziłem chwil kiedy nie byłem przy niej, wtedy czas tak cholernie się dłużył. Nienawidziłem niepewności co z nią, czy nie dzieje jej się krzywda. Nienawidziłem siebie za to że dopuściłem do tego co się stało. Jeżeli ona by u... umarła, ja umarłbym razem z nią. Umarłbym z bezsilności i z poczucia pustki po kimś na kim cholernie mi zależało. A teraz najgorsze. Dopiero co wróciła do świata szczęśliwa że wszystko dobrze się skończyło a ja miałem być osobą, która zrobi jej zimny prysznic.
-Justin, co się stało?- usłyszałem cichy głos Lissy drżący z niepokoju.
-Więc.. jeżeli chodzi o Kaśkę... to.. no..- przeciągałem ten moment jak najdłużej chcąc oszczędzić jej bólu.
Nagle do sali wszedł lekarz.
-Przepraszam, że przeszkadzam, ale to zajmie tylko chwilę.- podszedł do łóżka Lissy- Czy chce pani wiedzieć kto był dawcom?- zapytał Lissy .
-Tak. Będę miała komu dziękować.- uśmiechnęła się,
-Dobrze. Tutaj jest imię i nazwisko tej osoby.- lekarz podał jej kartkę.
-Dziękuję.- uśmiechnęła się do lekarza, po czym ten wyszedł.
Po plecach przeszły mi ciarki. Stanąłem jak wryty. Bałem się tego co miało nadejść. Przeraźliwy płacz Lissy którego tak nienawidziłem. Nienawidziłem patrzeć jak płacze.
-O mój Boże.- usłyszałem głos Lissy.
Przeniosłem swój wzrok z niewiadomego punktu na nią. Patrzała na kartkę którą dał jej lekarz, a z oczu popłynęły jej łzy. Podszedłem do nie i przytuliłem.
-Jezu. Jaka z niej dobra przyjaciółka.- z oczu Lissy popłynęły łzy.- Jak tylko stąd wyjdę muszę jej podziękować bez względu na to czy się do mnie odzywa czy nie.
-Lissa.- zacząłem niepewnie.- Kaśka... Kasia nie żyje.- czułem jak moje czoło zalewa się zimnym potem, bałem się jej reakcji, bałem się że ten ból będzie tak silny, że ona go nie zniesie.- Przykro mi.- wydukałem i przytuliłem ją.
-To nieprawda. To nie może być prawda.- z jej oczu płynęły łzy.- Dlaczego ona?
-Cii.- szepnąłem.- Przykro mi, tak bardzo mi przykro..- moje oczy stały się jak dwa szkiełka.
Widząc jej płacz czułem ogromny ból i bezsilność bo nie mogę jej pomóc.
*Lissa*
Lekarz podał mi kartkę z nazwiskiem osoby która oddała mi nerkę. Chciałam jej podziękować, tak po prostu przytulić i podziękować. Justin był jakiś nieobecny patrzył w jeden punkt, stracił kontakt ze światem. Przeczytałam nazwisko dawcy. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech a w oczach łzy wzruszenia. To się nazywa prawdziwa przyjaciółka. Mimo że byłyśmy pokłócone zachowała się jak prawdziwa.. siostra.
-O mój Boże.- wydukałam z trudem.
W tym momencie Justin jakby się ocknął i mnie przytulił. Wtuliłam się w niego.
-Jezu. Jaka z niej dobra przyjaciółka.- z moich oczu pociekły łzy wzruszenia- Jak tylko stąd wyjdę muszę jej podziękować bez względu na to czy się do mnie odzywa czy nie.- postanowiłam twardo.
-Lissa.- powiedział Justin łamiącym się głosem.- Kaśka... Kasia nie żyje.- otępiałam analizując jego słowa. Przecież to nie możliwe. Czułam dreszcze i ciarki przechodzące po całym moim ciele. Wybuchłam niekontrolowanym płaczem- Ciii.- próbował mnie uspokoić Justin.- Przykro mi, tak bardzo mi przykro.- wydukał.
Czułam się bezsilna.
-Lissa.- zaczął Justin kiedy się trochę uspokoiłam.- To nie wszystko.. - powiedział.
Widać było że nie chce mi tego mówić, ale musiał. Po jego słowach całkiem mnie wryło. Co jeszcze ma mi do przekazania?! Ponownie zalałam się łzami.
-Justin.. powiedź.- wyszeptałam w materiał jego koszulki- po prostu mi powiedź..
-Więc..
Czekam na kolejne ;)
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny .. Wiesz jak mi serce do gardła podchodzi jak to czytam ? Haha :P Inspirujesz mnie kobieto ^^
OdpowiedzUsuńAhh miło to czytać. :))
Usuń