Bardzo Was przepraszam, ale trochę się u mnie pozmieniało i nie mam możliwości pisać. Muszę wyjść na prostą, wtedy zacznę pisać. Mam pomysł na kolejne rozdziały, bardzo moim zdanie ciekawy. Ustalmy, że to był pierwszy sezon, a za jakiś miesiąc, góra półtora zacznę drugi. Naprawdę nie potrafię teraz pisać, jak będzie lepiej zacznę znowu. Bardzo Was przepraszam, mam nadzieję, że zostaniecie. Kocham Was.
środa, 23 października 2013
wtorek, 10 września 2013
Rozdział 33.
*Justin*
Traciłem nadzieję, że będziemy się choćby przyjaźnić. Ona miała pełne prawo nie wybaczyć mi tego incydentu na plaży. Sam sobie nie wybaczę! Mogłem jakoś zareagować, cokolwiek. Ale nie zareagowałeś Bieber! Teraz pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że Lissa mi wybaczy.
-Ufam ci jak nikomu innemu.- wyszeptała.
Co? Wybaczyła mi? To był kolejny dowód na to, że to anioł a nie dziewczyna. Byłem prawdziwym szczęściarzem. Taka osoba staje na drodze człowieka bardzo rzadko, jeżeli w ogóle. Chodzi mi o osobę, która wnosi uśmiech na twoją twarz. O taką dla której żyjesz. To niesamowite, że mimo tych wszystkich błędów, które popełniłem spotkało to właśnie mnie. Dziewczyna leżała obok. Była bardzo blisko, gładziła dłonią mój polik. Co jakiś czas czułem jej dotyk również na moim ustach.
-Czy to znaczy, że mi wybaczyłaś?- zapytałem niepewnie.
-Ale co mam ci wybaczyć skoro ty nic nie zrobiłeś?
-Mogłem coś zrobić. Cokol...
Blondynka położyła palec na moich ustach.
-Dziękuję.- wyszeptała.
Patrzyliśmy sobie prosto w oczy. To była ta chwila. Odpowiednia na to. To było nieuniknione. Prędzej czy później i tak by się stało. Byliśmy dla siebie stworzeni. Żyliśmy dla siebie. Nasze serca biły tym samym rytmem. Uczucia między nami były zbyt silne. Dłużej nie dało się przed tym uciekać. Kochałem ją na zabój i wtedy poczułem, że ona mnie też. Moje ciała zlała fala gorąca. Lissa patrzyła mi w oczy i co chwila zerkała na moje usta. Spojrzałem na jej usta. Były pełne, w brzoskwiniowym kolorze. Nie mogłem się dłużej powstrzymywać. Wpoiłem się w nie, jakbym już kiedyś poznał ich smak i był ich cholernie spragniony. Dziewczyna odwzajemniła pocałunek. Serca zaczęły bić nam szybciej. Oddechy przyśpieszyły. Pogłębiłem pocałunek. Czułem się szczęśliwy jak nigdy. To było coś innego niż dotychczas. Do tej pory trzymałem się zasady 'zaliczyć, zapomnieć', ale nie tym razem. Nie z nią. Nie chciałem seksu. To nie było zwykłe pożądanie jakiego doświadczałem przy każdej ładnej dupie. Kochałem ją. Prawdziwie. Nie chciałem wykorzystać jej ani skrzywdzić. To co nas łączyło było niesamowite. Zaczęło brakować nam powietrza. Oderwaliśmy się od siebie. Oparliśmy o siebie nasze czoła, próbując uspokoić oddechy. Takiego uczucia jeszcze nie doświadczyłem. Ten pocałunek był inny niż wszystkie. Pełen pasji i miłości. Wiedziałem, że z tą dziewczyną chcę być. Że chcę przedstawić ją mamie, dziadkom, rodzeństwu, że chcę z nią żyć.
-Ja ciebie też.- powiedziała.
Powiedziała to! Powiedziała!
*Lissa*
Nie ekscytuj się tak! Nie udawaj, że o tym nie wiedziałeś!
*Justin*
Przepraszam czy to twoja kolej na opowiadanie?
*Lissa*
Dobra, przepraszam.
*Justin*
Dziękuję. Więc na czym skończyłem? A tak. Powiedziała to! W końcu to powiedziała. Przyjemne ciepło wypełniło każdą komórkę mojego ciała. Nigdy wcześniej nie czułem czegoś takiego. Chciałem, żeby to trwało wiecznie. Pewnie uznacie, że to zwykłe zauroczenie. Nie. To było prawdziwe uczucie.
-Nawet nie wiesz jak długo na to czekałem.- powiedziałem odgarniając kosmych włosów z jej twarzy i zakładając go za ucho.
-Czekałam na to całe życie.- uśmiechnęła się.
Pocałowałem ją w czoło. Lissa oparła głowę o mój tors i zasnęła. To był długi dzień. Dziś nie myślałem o sensie mojego życia jak zwykle przed dnem. Trzymałem sens mojego życia w ramionach. Z uśmiechem odpłynąłem w krainę snów.
[*****]
Obudziłem się około 9. Lissa jeszcze spała. Wstałem ostrożnie z kanapy tak, żeby nie obudzić mojej księżniczki. Pogłaskałem ją po twarzy. Była taka piękna. Wyglądała tak niewinnie kiedy spała. Usta miała lekko rozchylone a włosy opadały na jej śnieżnobiałą twarz. Piękny widok. Wstałem i założyłem spodnie. Podszedłem do okna. Świeciło słońce. W pobliskim parku spacerowali ludzie i na polanie bawiły się dzieci. To przypomniało mi o moim rodzeństwie. Bardzo za nimi tęskniłem. Za moją księżniczką Jazzy i batmanem Jaxo. Chciałbym ich odwiedzić. Poszedłem do kuchni. Otworzyłem lodówkę i wyjąłem z niej butelkę wody. Odkręciłem korek i upiłem niewielką ilość napoju. Wróciłem do salonu gdzie ciągle spała Lissa. Nie jestem pewien czy to co pamiętam z wczoraj było snem czy działo się na jawie. Miałem nadzieję, że to drugie. W kącie obok kominka zobaczyłem gitarę. Była w kolorze jasnego brązu z czerwonym wzorem. Błyszczała w porannym słońcu. Była piękna. Odłożyłem butelkę wody na ławę obok kanapy i podszedłem do gitary. Zdjąłem ją ostrożnie ze stojaka i poszedłem do kuchni. Miałem pomysł na piosenkę. Usiadłem przy stole w kuchni. Wziąłem kartkę, którą zostawiła mama Lissy i odwróciłem ją na drugą stronę. Wziąłem długopis i zacząłem pisać. Tekst był o tym co byłbym gotowy zrobić, aby bliska mi osoba poczuła się lepiej. Pewnie już się domyślacie o kogo chodziło. Tak, o moją dzie..... to znaczy przyjaciółkę. Zacząłem grać pierwsze akordy utworu co chwilę coś zmieniając i udoskonalając. Wczułem się tak bardzo, że po około godzinie miałem gotową piosenkę. Może nie była idealna, ale z serca. Wsunąłem kartkę z tekstem i akordami do tylnej kieszeni spodni i poszedłem do pokoju, żeby odłożyć gitarę. Kiedy wszedłem do pokoju zobaczyłem Lisse siedzącą na łóżku ze łzami w oczach. Podszedłem do niej, żeby dowiedzieć się co się stało. Usiadłem obok niej na łóżku i przytuliłem ją.
-Zagrasz mi ją?- zapytała cicho.
-Słyszałaś? Przepraszam nie chciałem cię obudzić.- powiedziałem.
-Zagrasz mi?- powtórzyła pytanie.
Po chwili namysłu wziąłem gitarę do ręki. W salonie rozbrzmiały pierwsze dźwięki gitary.
If I could take away the pain and put a smile on your face
Baby I would, baby I would
If I could make a better way, so you could see a better day
Baby I would, baby I would, I would
Baby do it to the sky and you the keys, you
Let you know that you're always welcome so that you never leave, oh
Why you owe those fancy things that you only see on TV, yeah
Run away, to a hut away, we'll be living the american dream
And I, know it's never gonna be that easy
But I know that he wanted us to try
If I could take away the pain and put a smile on your face
Baby I would, baby I would
If I could make a better way, so you could see a better day
Baby I would, baby I would
Zobaczyłem łzy spływające po jej policzkach. Na jej twarzy malowało się wzruszenie. Śpiewałem dalej.
To the love forever why, so that it never runs dry
Anytime you ask me why I'm smiling, say that i'm satisfied
He got his flaws and so do I, past seven, and macy pride
And though I wanna make it right
I just can't read your mind
And i, know it's never gonna be that easy
But I know that he wanted us to try
If I could take away the pain and put a smile on your face
Baby I would, baby I would
If I could make a better way, so you could see a better day
Baby I would, baby I would
Yeah, it's not about what I want
It's all about what you need
I know that it hurt you, but that wasn't me
And I know, and I know sometimes it's hard to see
That all we need to be
If I could take away the pain and put a smile on your face
Baby I would, baby I would
If I could make asee a better day
Baby I would, baby I would better way, so you could see a better day
Baby, I would, Baby I would
Skończyłem śpiewać i odłożyłem gitarę na fotel. Lissa rzuciła się na moją szyję. Objąłem ją.
-To było piękne.- wyszeptała.- Dziękuję.
W tej chwili nie potrzebowałem niczego więcej. Cały mój świat, całe moje życie trzymałem w ramionach. Dziewczyna oderwała się ode mnie i wytarła łzy. Siedziała na łóżku po turecku.
-Czas na śniadanie!- oznajmiłem wstając.
Dziewczyna podniosła się z łóżka. Nadal była w samej bieliźnie. Zaczerwieniła się. Zaśmiałem się cicho, bo to jak nieudolnie próbowała zasłonić swoje ciało rękoma było zabawne.
-Idź się ubrać, a ja przygotuję śniadanie, księżniczko.- zaśmiałem się.
-Mógłbyś tak do mnie nie mówić?
-Nie, bo jesteś moją księżniczką. A teraz idź się ubrać, bo jestem tylko facetem i różne rzeczy chodzą mi po głowie.- zaśmiałem się.
-Nie jesteś taki.- oburzyła się.
-Idź się ubrać, księżniczko.- powiedziałem z uśmiechem i poszedłem do kuchni.
To niesamowite jak ona mi ufała, wierzyła we mnie. Nikt oprócz mojej mamy tak we mnie nie wierzył. Mama wierzyła we mnie do pewnego czasu. Sam zawiodłem jej zaufanie. Ale to inna historia, którą opowiem wam kiedy indziej. Wyjąłem z lodówki jajka i ser żółty. Po kilku minutach poszukiwań w jedne z szafek znalazłem również patelnię. Wbiłem jajka na patelnię i dorzuciłem ser. Może nie było to najzdrowsze połączenie, ale jakie pyszne. Do kuchni weszła Lissa. Piękna jak zawsze. Miała na sobie dżinsowe spodenki i moją koszulkę. Włosy miała upięte w wysokiego koka. Była przepiękna, naturalna. Wiem, że się powtarzam i to nie pierwszy raz, ale taka była prawda. Była piękna. Usiadła na krześle i bawiła się palcami. Nałożyłem jajecznicę na talerze. Jeden z nich położyłem przed nią, a drugi obok, przy miejscu dla mnie. Wyjąłem z szuflady widelce i podałem jeden z nich dziewczynie. Zaczęliśmy jeść.
-Nie gniewasz się, że ją założyłam?- wskazała na koszulkę, która miała na sobie.
-Fajnie w niej wyglądasz. Seksownie.- uśmiechnąłem się łobuzersko.
Dziewczyna zaczerwieniła się i rzuciła we mnie ścierką.
-Zostaniesz ze mną do powrotu rodziców?- zapytała wkładając kolejną porcję jajecznicy do ust.
-Jasne.- uśmiechnąłem się na co dziewczyna odpowiedziała mi tym samym.
Zjedliśmy i zmyliśmy talerze. Lissa wycierała ostatni talerz, a ja patelnię. Dziewczyna wytarła naczynie i odłożyła je do szafki. Podeszła do mnie i odłożyła patelnię, którą wycierałem na blat.
-Justin, jeżeli chodzi o wczorajszy wieczór...
Jednak to działo się naprawdę, tylko że ona chyba tego żałuje. Jeśli zniszczyłem naszą przyjaźń nie wybaczę sobie tego. Nigdy.
-Nie rozmawiajmy o tym. To nieważne.- podniosłem patelnię z blatu i odłożyłem ją do szafki.
-Ważne. Kocham cię i chcę być z tobą.- powiedziała patrząc mi w oczy.
I w tej chwili wszystko przestało istnieć. Lissa zbliżyła się do mnie i położyła dłoń na moim poliku delikatnie muskając skórę. Czułem jej ciepło. Nasze ciała zbliżały się do siebie, aż w końcu dzieliły nas centymetry. Poczułem smak jej warg. Pieściłem je swoim językiem. Lissa gubiła się trochę co było urocze. Czekałem na tę chwilę zbyt długo. Nic nie mogło jej zniszczyć. Pałaliśmy do siebie prawdziwym uczuciem. Słyszałem bicie naszych serc. Biły tym samy rytmem. Oderwaliśmy się od siebie, tylko o to żeby złapać oddech a potem znowu złączyć nasze usta w namiętnym pocałunku.
*Lissa*
Czułam bicie jego serca. Nasze ciała przylgnęły do siebie. Nic nie było w stanie zniszczyć tej chwili. Czekaliśmy na nią zbyt długo. Wszystkie emocje jakie do tej pory w sobie trzymaliśmy wypłynęły z nas. To czyniło pocałunek pełnym pasji i pożądania. Serce o mało nie wyskoczyło mi z piersi. Oderwaliśmy się od siebie, bo zaczynało brakować nam powietrza. Oparłam moje czoło o jego i spojrzałam w jego brązowe oczy. Były hipnotyzujące. Piękne. Mogłam w nich zatonąć. Justin patrzył na mnie z uczuciem. Ten moment był niesamowity. Dwoje zakochanych w sobie ludzi przez kilkanaście sekund złączeni w jedną całość. Oparłam głowę o jego nagi tors. Z moich oczu popłynęły łzy. Sama nie wiem dlaczego. Dałam upust wszystkim emocjom jakie siedziały we mnie. Od chłopaka biło niesamowite ciepło. Nie było nam dane nacieszyć się sobą. Usłyszeliśmy dzwonek do drzwi.
-Pójdę otworzyć.- powiedziałam zawiedziona, że ktoś śmiał przerywać nam tę piękną chwilę. Ucałowałam chłopaka w policzek i poszłam otworzyć drzwi.
Doszłam do korytarza i przejrzałam się w lustrze, żeby upewnić się czy aby napewno nikogo nie wystraszę moim wyglądem. Wyglądałam całkiem okej. Przynajmniej na tyle dobrze, żeby ten nieproszony gość nie uciekł z krzykiem. Podeszłam do drzwi i nacisnęłam klamkę. Zanim zdążyłam się zorientować kto składa mi wizytę o tak wczesnej porze ktoś rzucił mi się na szyję. Zostałam obdarowana kilkunastoma buziakami. Po tym poznałam, że to ciocia Florence. Ona zawsze przesadzała z czułościami. Ale jeżeli ciocia Flo to też Alice. Alice to moja kuzynka, córka Flo. Nienawidziłam jej. Była jedną z tych zapatrzonych w siebie piękności, którym nic nie brakowało. Zawsze wszystko mi odbierała. A najgorsze było to, że udawała słodziutką, miłą dziewczynkę z dobrego domu. Była po prostu wyrachowaną suką. Wcale nie przesadzam. Kiedy miałam 10 lat Alice przyjechała do mnie na wakacje. Poznałam ją z moją ówczesną przyjaciółką Vicky. Po tygodniu Vicky się do mnie nie odzywała. Do tej pory nie wiem o co jej chodziło. Nie odzywa się do mnie do dzisiaj. Jestem pewna, że to była sprawka tej podstępnej szmaty. Postanowiłam, że będę na nią uważać i tyle. Nie będę zaczynać wojny, bo to mogłoby się źle skończyć.
-Cześć ciociu!- krzyknęłam.
-Witaj kochanie!- powiedziała z entuzjazmem kobieta.- Aleś wyrosła!
-Lissa!- do korytarza wpadła Alice i w tym samym momencie uśmiech zszedł z mojej twarzy.
-Cześć.- powiedziałam jak od niechcenia.
-Co u ciebie? Masz chłopaka? Opowiadaj!- piszczała podekscytowana.
-Nie ma o czym.
Do korytarza wszedł Justin.
-Dzień dobry.- powiedział nieco zawstydzony i podał rękę Flo.
-Witaj młodzieńcze.- przywitała się z uśmiechem.
Spojrzałam na Alice. I co zobaczyłam? Dwie iskierki w oczach co oznaczało, że Justin przypadł jej do gustu.
Jeszcze czego! Nie się do niego nie podwala, bo powyrywam jej te przestylizowane kudły!
-Cześć! Jestem Alice.- pisnęła podając rękę Justinowi.
-Justin.- powiedział i uścisnął jej dłoń.
-Więc jesteście razem?- wypaliłam Alice.
Spojrzeliśmy na siebie z Justinem. Żadne z nas nie było pewne odpowiedzi. Jesteśmy? Jesteśmy.
-Tak.- wyrwałam i podeszłam do Justina łapiąc go za rękę.
Chłopak się uśmiechnął. Widać cieszył go taki obrót sprawy.
-Wejdźcie do środka.- zachęciłam gości.
-Musimy jeszcze przynieść torby z bagażnika.- oznajmiła ciocia Flo.
-To może ja pomogę?- zaoferował Justin.
-Jaki miły.- uśmiechnęła się ciocia.
Ciocia i Justin poszli po torby do samochodu, a ja i Alice poszliśmy do salonu. Nie miałam ochoty na rozmowę z nią. Dobra, nie miałam nawet ochoty na nią patrzeć. Nie zapomniałam co mi zrobiła. Takich rzeczy się nie zapomina.
-Jak się wam układa?- zapytała szatynka.
-Bardzo dobrze.
-Dobrze całuje? Przystojny jest.- dopytywała dalej przygryzając wargę.
================================================================================================================================================
CZEŚĆ KOCHANI :)
WIEM, MIAŁAM DWA DNI POŚLIZGU, ALE WIECIE SZKOŁA, KARTKÓWKI. NIE CHCIAŁAM DODAWAĆ NIESKOŃCZONEGO ROZDZIAŁU. OD TERAZ ROZDZIAŁY BĘDĄ DŁUŻSZE, ALE BĘDĄ SIĘ POJAWIAĆ RAZ W TYGODNIU. PRAWDOPODOBNIE W KAŻDĄ NIEDZIELĘ WIECZOREM.
PROSZĘ O SZCZERE KOMENTARZE.
AAAAAAAAAA I JESZCZE JEDNO. CHCĘ PROSIĆ WAS O POMOC. TO OPOWIADANIE NADAL NIE MA TYTUŁU XD MOŻE MACIE JAKIEŚ PROPOZYCJE?
MAM ZAMIAR ZAKOŃCZYĆ NA 40 ROZDZIALE :)
#MuchLove
Traciłem nadzieję, że będziemy się choćby przyjaźnić. Ona miała pełne prawo nie wybaczyć mi tego incydentu na plaży. Sam sobie nie wybaczę! Mogłem jakoś zareagować, cokolwiek. Ale nie zareagowałeś Bieber! Teraz pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że Lissa mi wybaczy.
-Ufam ci jak nikomu innemu.- wyszeptała.
Co? Wybaczyła mi? To był kolejny dowód na to, że to anioł a nie dziewczyna. Byłem prawdziwym szczęściarzem. Taka osoba staje na drodze człowieka bardzo rzadko, jeżeli w ogóle. Chodzi mi o osobę, która wnosi uśmiech na twoją twarz. O taką dla której żyjesz. To niesamowite, że mimo tych wszystkich błędów, które popełniłem spotkało to właśnie mnie. Dziewczyna leżała obok. Była bardzo blisko, gładziła dłonią mój polik. Co jakiś czas czułem jej dotyk również na moim ustach.
-Czy to znaczy, że mi wybaczyłaś?- zapytałem niepewnie.
-Ale co mam ci wybaczyć skoro ty nic nie zrobiłeś?
-Mogłem coś zrobić. Cokol...
Blondynka położyła palec na moich ustach.
-Dziękuję.- wyszeptała.
Patrzyliśmy sobie prosto w oczy. To była ta chwila. Odpowiednia na to. To było nieuniknione. Prędzej czy później i tak by się stało. Byliśmy dla siebie stworzeni. Żyliśmy dla siebie. Nasze serca biły tym samym rytmem. Uczucia między nami były zbyt silne. Dłużej nie dało się przed tym uciekać. Kochałem ją na zabój i wtedy poczułem, że ona mnie też. Moje ciała zlała fala gorąca. Lissa patrzyła mi w oczy i co chwila zerkała na moje usta. Spojrzałem na jej usta. Były pełne, w brzoskwiniowym kolorze. Nie mogłem się dłużej powstrzymywać. Wpoiłem się w nie, jakbym już kiedyś poznał ich smak i był ich cholernie spragniony. Dziewczyna odwzajemniła pocałunek. Serca zaczęły bić nam szybciej. Oddechy przyśpieszyły. Pogłębiłem pocałunek. Czułem się szczęśliwy jak nigdy. To było coś innego niż dotychczas. Do tej pory trzymałem się zasady 'zaliczyć, zapomnieć', ale nie tym razem. Nie z nią. Nie chciałem seksu. To nie było zwykłe pożądanie jakiego doświadczałem przy każdej ładnej dupie. Kochałem ją. Prawdziwie. Nie chciałem wykorzystać jej ani skrzywdzić. To co nas łączyło było niesamowite. Zaczęło brakować nam powietrza. Oderwaliśmy się od siebie. Oparliśmy o siebie nasze czoła, próbując uspokoić oddechy. Takiego uczucia jeszcze nie doświadczyłem. Ten pocałunek był inny niż wszystkie. Pełen pasji i miłości. Wiedziałem, że z tą dziewczyną chcę być. Że chcę przedstawić ją mamie, dziadkom, rodzeństwu, że chcę z nią żyć.
-Ja ciebie też.- powiedziała.
Powiedziała to! Powiedziała!
*Lissa*
Nie ekscytuj się tak! Nie udawaj, że o tym nie wiedziałeś!
*Justin*
Przepraszam czy to twoja kolej na opowiadanie?
*Lissa*
Dobra, przepraszam.
*Justin*
Dziękuję. Więc na czym skończyłem? A tak. Powiedziała to! W końcu to powiedziała. Przyjemne ciepło wypełniło każdą komórkę mojego ciała. Nigdy wcześniej nie czułem czegoś takiego. Chciałem, żeby to trwało wiecznie. Pewnie uznacie, że to zwykłe zauroczenie. Nie. To było prawdziwe uczucie.
-Nawet nie wiesz jak długo na to czekałem.- powiedziałem odgarniając kosmych włosów z jej twarzy i zakładając go za ucho.
-Czekałam na to całe życie.- uśmiechnęła się.
Pocałowałem ją w czoło. Lissa oparła głowę o mój tors i zasnęła. To był długi dzień. Dziś nie myślałem o sensie mojego życia jak zwykle przed dnem. Trzymałem sens mojego życia w ramionach. Z uśmiechem odpłynąłem w krainę snów.
[*****]
Obudziłem się około 9. Lissa jeszcze spała. Wstałem ostrożnie z kanapy tak, żeby nie obudzić mojej księżniczki. Pogłaskałem ją po twarzy. Była taka piękna. Wyglądała tak niewinnie kiedy spała. Usta miała lekko rozchylone a włosy opadały na jej śnieżnobiałą twarz. Piękny widok. Wstałem i założyłem spodnie. Podszedłem do okna. Świeciło słońce. W pobliskim parku spacerowali ludzie i na polanie bawiły się dzieci. To przypomniało mi o moim rodzeństwie. Bardzo za nimi tęskniłem. Za moją księżniczką Jazzy i batmanem Jaxo. Chciałbym ich odwiedzić. Poszedłem do kuchni. Otworzyłem lodówkę i wyjąłem z niej butelkę wody. Odkręciłem korek i upiłem niewielką ilość napoju. Wróciłem do salonu gdzie ciągle spała Lissa. Nie jestem pewien czy to co pamiętam z wczoraj było snem czy działo się na jawie. Miałem nadzieję, że to drugie. W kącie obok kominka zobaczyłem gitarę. Była w kolorze jasnego brązu z czerwonym wzorem. Błyszczała w porannym słońcu. Była piękna. Odłożyłem butelkę wody na ławę obok kanapy i podszedłem do gitary. Zdjąłem ją ostrożnie ze stojaka i poszedłem do kuchni. Miałem pomysł na piosenkę. Usiadłem przy stole w kuchni. Wziąłem kartkę, którą zostawiła mama Lissy i odwróciłem ją na drugą stronę. Wziąłem długopis i zacząłem pisać. Tekst był o tym co byłbym gotowy zrobić, aby bliska mi osoba poczuła się lepiej. Pewnie już się domyślacie o kogo chodziło. Tak, o moją dzie..... to znaczy przyjaciółkę. Zacząłem grać pierwsze akordy utworu co chwilę coś zmieniając i udoskonalając. Wczułem się tak bardzo, że po około godzinie miałem gotową piosenkę. Może nie była idealna, ale z serca. Wsunąłem kartkę z tekstem i akordami do tylnej kieszeni spodni i poszedłem do pokoju, żeby odłożyć gitarę. Kiedy wszedłem do pokoju zobaczyłem Lisse siedzącą na łóżku ze łzami w oczach. Podszedłem do niej, żeby dowiedzieć się co się stało. Usiadłem obok niej na łóżku i przytuliłem ją.
-Zagrasz mi ją?- zapytała cicho.
-Słyszałaś? Przepraszam nie chciałem cię obudzić.- powiedziałem.
-Zagrasz mi?- powtórzyła pytanie.
Po chwili namysłu wziąłem gitarę do ręki. W salonie rozbrzmiały pierwsze dźwięki gitary.
If I could take away the pain and put a smile on your face
Baby I would, baby I would
If I could make a better way, so you could see a better day
Baby I would, baby I would, I would
Baby do it to the sky and you the keys, you
Let you know that you're always welcome so that you never leave, oh
Why you owe those fancy things that you only see on TV, yeah
Run away, to a hut away, we'll be living the american dream
And I, know it's never gonna be that easy
But I know that he wanted us to try
If I could take away the pain and put a smile on your face
Baby I would, baby I would
If I could make a better way, so you could see a better day
Baby I would, baby I would
Zobaczyłem łzy spływające po jej policzkach. Na jej twarzy malowało się wzruszenie. Śpiewałem dalej.
To the love forever why, so that it never runs dry
Anytime you ask me why I'm smiling, say that i'm satisfied
He got his flaws and so do I, past seven, and macy pride
And though I wanna make it right
I just can't read your mind
And i, know it's never gonna be that easy
But I know that he wanted us to try
If I could take away the pain and put a smile on your face
Baby I would, baby I would
If I could make a better way, so you could see a better day
Baby I would, baby I would
Yeah, it's not about what I want
It's all about what you need
I know that it hurt you, but that wasn't me
And I know, and I know sometimes it's hard to see
That all we need to be
If I could take away the pain and put a smile on your face
Baby I would, baby I would
If I could make asee a better day
Baby I would, baby I would better way, so you could see a better day
Baby, I would, Baby I would
Skończyłem śpiewać i odłożyłem gitarę na fotel. Lissa rzuciła się na moją szyję. Objąłem ją.
-To było piękne.- wyszeptała.- Dziękuję.
W tej chwili nie potrzebowałem niczego więcej. Cały mój świat, całe moje życie trzymałem w ramionach. Dziewczyna oderwała się ode mnie i wytarła łzy. Siedziała na łóżku po turecku.
-Czas na śniadanie!- oznajmiłem wstając.
Dziewczyna podniosła się z łóżka. Nadal była w samej bieliźnie. Zaczerwieniła się. Zaśmiałem się cicho, bo to jak nieudolnie próbowała zasłonić swoje ciało rękoma było zabawne.
-Idź się ubrać, a ja przygotuję śniadanie, księżniczko.- zaśmiałem się.
-Mógłbyś tak do mnie nie mówić?
-Nie, bo jesteś moją księżniczką. A teraz idź się ubrać, bo jestem tylko facetem i różne rzeczy chodzą mi po głowie.- zaśmiałem się.
-Nie jesteś taki.- oburzyła się.
-Idź się ubrać, księżniczko.- powiedziałem z uśmiechem i poszedłem do kuchni.
To niesamowite jak ona mi ufała, wierzyła we mnie. Nikt oprócz mojej mamy tak we mnie nie wierzył. Mama wierzyła we mnie do pewnego czasu. Sam zawiodłem jej zaufanie. Ale to inna historia, którą opowiem wam kiedy indziej. Wyjąłem z lodówki jajka i ser żółty. Po kilku minutach poszukiwań w jedne z szafek znalazłem również patelnię. Wbiłem jajka na patelnię i dorzuciłem ser. Może nie było to najzdrowsze połączenie, ale jakie pyszne. Do kuchni weszła Lissa. Piękna jak zawsze. Miała na sobie dżinsowe spodenki i moją koszulkę. Włosy miała upięte w wysokiego koka. Była przepiękna, naturalna. Wiem, że się powtarzam i to nie pierwszy raz, ale taka była prawda. Była piękna. Usiadła na krześle i bawiła się palcami. Nałożyłem jajecznicę na talerze. Jeden z nich położyłem przed nią, a drugi obok, przy miejscu dla mnie. Wyjąłem z szuflady widelce i podałem jeden z nich dziewczynie. Zaczęliśmy jeść.
-Nie gniewasz się, że ją założyłam?- wskazała na koszulkę, która miała na sobie.
-Fajnie w niej wyglądasz. Seksownie.- uśmiechnąłem się łobuzersko.
Dziewczyna zaczerwieniła się i rzuciła we mnie ścierką.
-Zostaniesz ze mną do powrotu rodziców?- zapytała wkładając kolejną porcję jajecznicy do ust.
-Jasne.- uśmiechnąłem się na co dziewczyna odpowiedziała mi tym samym.
Zjedliśmy i zmyliśmy talerze. Lissa wycierała ostatni talerz, a ja patelnię. Dziewczyna wytarła naczynie i odłożyła je do szafki. Podeszła do mnie i odłożyła patelnię, którą wycierałem na blat.
-Justin, jeżeli chodzi o wczorajszy wieczór...
Jednak to działo się naprawdę, tylko że ona chyba tego żałuje. Jeśli zniszczyłem naszą przyjaźń nie wybaczę sobie tego. Nigdy.
-Nie rozmawiajmy o tym. To nieważne.- podniosłem patelnię z blatu i odłożyłem ją do szafki.
-Ważne. Kocham cię i chcę być z tobą.- powiedziała patrząc mi w oczy.
I w tej chwili wszystko przestało istnieć. Lissa zbliżyła się do mnie i położyła dłoń na moim poliku delikatnie muskając skórę. Czułem jej ciepło. Nasze ciała zbliżały się do siebie, aż w końcu dzieliły nas centymetry. Poczułem smak jej warg. Pieściłem je swoim językiem. Lissa gubiła się trochę co było urocze. Czekałem na tę chwilę zbyt długo. Nic nie mogło jej zniszczyć. Pałaliśmy do siebie prawdziwym uczuciem. Słyszałem bicie naszych serc. Biły tym samy rytmem. Oderwaliśmy się od siebie, tylko o to żeby złapać oddech a potem znowu złączyć nasze usta w namiętnym pocałunku.
*Lissa*
Czułam bicie jego serca. Nasze ciała przylgnęły do siebie. Nic nie było w stanie zniszczyć tej chwili. Czekaliśmy na nią zbyt długo. Wszystkie emocje jakie do tej pory w sobie trzymaliśmy wypłynęły z nas. To czyniło pocałunek pełnym pasji i pożądania. Serce o mało nie wyskoczyło mi z piersi. Oderwaliśmy się od siebie, bo zaczynało brakować nam powietrza. Oparłam moje czoło o jego i spojrzałam w jego brązowe oczy. Były hipnotyzujące. Piękne. Mogłam w nich zatonąć. Justin patrzył na mnie z uczuciem. Ten moment był niesamowity. Dwoje zakochanych w sobie ludzi przez kilkanaście sekund złączeni w jedną całość. Oparłam głowę o jego nagi tors. Z moich oczu popłynęły łzy. Sama nie wiem dlaczego. Dałam upust wszystkim emocjom jakie siedziały we mnie. Od chłopaka biło niesamowite ciepło. Nie było nam dane nacieszyć się sobą. Usłyszeliśmy dzwonek do drzwi.
-Pójdę otworzyć.- powiedziałam zawiedziona, że ktoś śmiał przerywać nam tę piękną chwilę. Ucałowałam chłopaka w policzek i poszłam otworzyć drzwi.
Doszłam do korytarza i przejrzałam się w lustrze, żeby upewnić się czy aby napewno nikogo nie wystraszę moim wyglądem. Wyglądałam całkiem okej. Przynajmniej na tyle dobrze, żeby ten nieproszony gość nie uciekł z krzykiem. Podeszłam do drzwi i nacisnęłam klamkę. Zanim zdążyłam się zorientować kto składa mi wizytę o tak wczesnej porze ktoś rzucił mi się na szyję. Zostałam obdarowana kilkunastoma buziakami. Po tym poznałam, że to ciocia Florence. Ona zawsze przesadzała z czułościami. Ale jeżeli ciocia Flo to też Alice. Alice to moja kuzynka, córka Flo. Nienawidziłam jej. Była jedną z tych zapatrzonych w siebie piękności, którym nic nie brakowało. Zawsze wszystko mi odbierała. A najgorsze było to, że udawała słodziutką, miłą dziewczynkę z dobrego domu. Była po prostu wyrachowaną suką. Wcale nie przesadzam. Kiedy miałam 10 lat Alice przyjechała do mnie na wakacje. Poznałam ją z moją ówczesną przyjaciółką Vicky. Po tygodniu Vicky się do mnie nie odzywała. Do tej pory nie wiem o co jej chodziło. Nie odzywa się do mnie do dzisiaj. Jestem pewna, że to była sprawka tej podstępnej szmaty. Postanowiłam, że będę na nią uważać i tyle. Nie będę zaczynać wojny, bo to mogłoby się źle skończyć.
-Cześć ciociu!- krzyknęłam.
-Witaj kochanie!- powiedziała z entuzjazmem kobieta.- Aleś wyrosła!
-Lissa!- do korytarza wpadła Alice i w tym samym momencie uśmiech zszedł z mojej twarzy.
-Cześć.- powiedziałam jak od niechcenia.
-Co u ciebie? Masz chłopaka? Opowiadaj!- piszczała podekscytowana.
-Nie ma o czym.
Do korytarza wszedł Justin.
-Dzień dobry.- powiedział nieco zawstydzony i podał rękę Flo.
-Witaj młodzieńcze.- przywitała się z uśmiechem.
Spojrzałam na Alice. I co zobaczyłam? Dwie iskierki w oczach co oznaczało, że Justin przypadł jej do gustu.
Jeszcze czego! Nie się do niego nie podwala, bo powyrywam jej te przestylizowane kudły!
-Cześć! Jestem Alice.- pisnęła podając rękę Justinowi.
-Justin.- powiedział i uścisnął jej dłoń.
-Więc jesteście razem?- wypaliłam Alice.
Spojrzeliśmy na siebie z Justinem. Żadne z nas nie było pewne odpowiedzi. Jesteśmy? Jesteśmy.
-Tak.- wyrwałam i podeszłam do Justina łapiąc go za rękę.
Chłopak się uśmiechnął. Widać cieszył go taki obrót sprawy.
-Wejdźcie do środka.- zachęciłam gości.
-Musimy jeszcze przynieść torby z bagażnika.- oznajmiła ciocia Flo.
-To może ja pomogę?- zaoferował Justin.
-Jaki miły.- uśmiechnęła się ciocia.
Ciocia i Justin poszli po torby do samochodu, a ja i Alice poszliśmy do salonu. Nie miałam ochoty na rozmowę z nią. Dobra, nie miałam nawet ochoty na nią patrzeć. Nie zapomniałam co mi zrobiła. Takich rzeczy się nie zapomina.
-Jak się wam układa?- zapytała szatynka.
-Bardzo dobrze.
-Dobrze całuje? Przystojny jest.- dopytywała dalej przygryzając wargę.
================================================================================================================================================
CZEŚĆ KOCHANI :)
WIEM, MIAŁAM DWA DNI POŚLIZGU, ALE WIECIE SZKOŁA, KARTKÓWKI. NIE CHCIAŁAM DODAWAĆ NIESKOŃCZONEGO ROZDZIAŁU. OD TERAZ ROZDZIAŁY BĘDĄ DŁUŻSZE, ALE BĘDĄ SIĘ POJAWIAĆ RAZ W TYGODNIU. PRAWDOPODOBNIE W KAŻDĄ NIEDZIELĘ WIECZOREM.
PROSZĘ O SZCZERE KOMENTARZE.
AAAAAAAAAA I JESZCZE JEDNO. CHCĘ PROSIĆ WAS O POMOC. TO OPOWIADANIE NADAL NIE MA TYTUŁU XD MOŻE MACIE JAKIEŚ PROPOZYCJE?
MAM ZAMIAR ZAKOŃCZYĆ NA 40 ROZDZIALE :)
#MuchLove
piątek, 30 sierpnia 2013
Rozdział 32.
*Lissa*
-Tu na kanapie jest dużo miejsca.- powiedziałam nieśmiało.
Justin podniósł się do pozycji siedzącej po czym podszedł do łóżka i usiadł przy nim. Patrzył przez chwilę w podłogę. W końcu przyszedł tak długo wyczekiwany przeze mnie moment. BUM! Bieber na mnie spojrzał! Nie patrzył na mnie normalnie. Patrzył ze smutkiem. Jakby czegoś żałował. Nie potrafiłam rozgryźć o co mu chodzi. Chciałabym umieć czytać w myślach. Wszystko byłoby prostsze. Ale moje ukryte pragnienia zostawmy na potem.
-Słuchaj...- zaczął.- Nie chcę żebyś pomyślała, że..- zastanowił się jakby szukał odpowiednich słów.- Nie chcę, żebyś pomyślała, że wykorzystuje tą sytuacje po to, żeby się do ciebie zbliżyć.
Miałam ochotę do niego krzyczeć. Bieber idioto! Ja chcę z tobą być najmocniej na świecie!
-Justin?
-Tak?- zapytał.
-Czy ty.. coś do mnie yyy... czujesz?- to miało zabrzmieć intrygująco, ale tak bałam się jego odpowiedzi, że chyba nie do końca mi wyszło.
Wytrzeszczył oczy. Chyba był zaskoczony, że mam odwagę pytać o takie rzeczy. Jeszcze niedawno byłam cichą myszką, która próbowała się zabić. No i chłopak mnie zranił i to całkiem niedawno. Dokładnie kilka godzin wcześniej. Ale co ja mogłam poradzić na to, że tak ciągnęło mnie do mojego przyjaciela? To nie moja wina, że się w nim zakochałam.
-Tak.- powiedział krótko.
Bieber postanowił się ze mną zabawić. Serio? Teraz zachciało mu się ze mną drażnić?
-Mogę wiedzieć co?- ciągnęłam.
-Możesz.- grał dalej jakby chciał odwlec moment powiedzenia mi o swoich uczuciach.
To dobrze czy źle? Boi się mojej reakcji na wiadomość, że mnie kocha czy chce odwlec chwilę w której sprawi mi niewyobrażalny ból? Tego nie wiedziałam. Jednak postanowiłam się nie wycofywać.
-Więc..?- naciskałam.
Chłopak siedział przy kanapie z kamiennym wyrazem twarzy a ja oparta na łokciu wyczekiwał odpowiedzi na pytanie, które tak mnie nurtowało. Mój przyjaciel nie ruszał się. Trudno było usłyszeć jego oddech. Postanowiłam dać za wygraną. Przecież nie wyduszę tego z niego siłą. Może nie chciał mi powiedzieć, żeby mnie nie ranić? Może on wcale mnie nie kocha? jak zwykle. Sierota Lissa zakochała się w kimś w kim nie powinna.
-Położysz się obok mnie?- zapytałam nieśmiało.- Potrzebuję cię.- wyszeptała prawie niesłyszalnie.
Brunet wstał i położył się obok mnie. W końcu poczułam jego ciało obok mojego.
-Jestem tu.- wyszeptał i pocałował mnie w płatek ucha.
-Powiesz mi?- wypaliłam nawet sama nie wiem kiedy.
Nie przemyślałam tego. Jeżeli on powie, że chce tylko przyjaźni zrobi się między nami niezręcznie. Nie chciałam psuć naszej relacji. To co nas łączyło było zbyt piękne, żeby to zaprzepaścić. Nie przeżyłabym bez niego.
-O tym co do ciebie czuje?
Serio nie wiedział czy postanowił grać na czas?!
-Mhm.- potwierdziłam próbując ukryć irytacje.
-Kocham cię. Kocham cię jak kogoś więcej niż przyjaciela. Jesteś dla mnie najważniejsza na świecie. Chcę być przy tobie i cię chronić. Chcę sprawiać byś uśmiechała się każdego dnia. Codziennie budzę się ze świadomością, że mam dla kogo żyć. Uświadomiłaś mi, że miłość jednak istnieje. A Emily? Emily nie była dla mnie nikim ważnym. Chciałem o tobie zapomnieć, odkochać się, ale jak można zapomnieć o osobie, która jest częścią ciebie? A ten pocałunek na plaży.. ona to uknuła! Zobaczyła, że się nam przyglądasz, więc pocałowała mnie. Zanim się zorientowałem było już za późno. Wiem, że możesz mi nie wierzyć. Z resztą.. kto by uwierzył.
Nie wierzę. On właśnie wyznał mi miłość. Serce zaczęło bić szybciej, a w oczach zbierały się łzy. To była najpiękniejsza chwili w moim życiu! Spodziewałam się, że powie coś w stylu 'kocham cię jak młodszą siostrę', a tu takie wyznanie!
-Tak myślałem.- mruknął chłopak i przewrócił się na plecy tym samum zabierając rękę z mojego biodra.
Zmartwił się. Pewnie czekał na moją reakcje. Przeanalizowałam jeszcze raz wszystko co mi powiedział po czym odwróciłam się w jego stronę.
-Wierzę ci.- wyszeptałam.
Chłopak przewrócił się na bok tak, żeby spojrzeć mi w oczy. Położyłam dłoń na jego poliku i delikatnie go gładziłam co chwila wjeżdżając kciukiem na usta chłopaka.
-Ufam ci jak nikomu innemu.- wyszeptałam.
Teraz miała ochotę krzyczeć. Bieber! Pocałuj mnie !
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
PROSZĘ O KOMENTARZE.
Do czytelników, którzy byli informowani na stronce. Planuję odejść. Mogę informować was na fb z mojego prywatnego konta. Wystarczy napisać w komentarzu.
#MuchLove
-Tu na kanapie jest dużo miejsca.- powiedziałam nieśmiało.
Justin podniósł się do pozycji siedzącej po czym podszedł do łóżka i usiadł przy nim. Patrzył przez chwilę w podłogę. W końcu przyszedł tak długo wyczekiwany przeze mnie moment. BUM! Bieber na mnie spojrzał! Nie patrzył na mnie normalnie. Patrzył ze smutkiem. Jakby czegoś żałował. Nie potrafiłam rozgryźć o co mu chodzi. Chciałabym umieć czytać w myślach. Wszystko byłoby prostsze. Ale moje ukryte pragnienia zostawmy na potem.
-Słuchaj...- zaczął.- Nie chcę żebyś pomyślała, że..- zastanowił się jakby szukał odpowiednich słów.- Nie chcę, żebyś pomyślała, że wykorzystuje tą sytuacje po to, żeby się do ciebie zbliżyć.
Miałam ochotę do niego krzyczeć. Bieber idioto! Ja chcę z tobą być najmocniej na świecie!
-Justin?
-Tak?- zapytał.
-Czy ty.. coś do mnie yyy... czujesz?- to miało zabrzmieć intrygująco, ale tak bałam się jego odpowiedzi, że chyba nie do końca mi wyszło.
Wytrzeszczył oczy. Chyba był zaskoczony, że mam odwagę pytać o takie rzeczy. Jeszcze niedawno byłam cichą myszką, która próbowała się zabić. No i chłopak mnie zranił i to całkiem niedawno. Dokładnie kilka godzin wcześniej. Ale co ja mogłam poradzić na to, że tak ciągnęło mnie do mojego przyjaciela? To nie moja wina, że się w nim zakochałam.
-Tak.- powiedział krótko.
Bieber postanowił się ze mną zabawić. Serio? Teraz zachciało mu się ze mną drażnić?
-Mogę wiedzieć co?- ciągnęłam.
-Możesz.- grał dalej jakby chciał odwlec moment powiedzenia mi o swoich uczuciach.
To dobrze czy źle? Boi się mojej reakcji na wiadomość, że mnie kocha czy chce odwlec chwilę w której sprawi mi niewyobrażalny ból? Tego nie wiedziałam. Jednak postanowiłam się nie wycofywać.
-Więc..?- naciskałam.
Chłopak siedział przy kanapie z kamiennym wyrazem twarzy a ja oparta na łokciu wyczekiwał odpowiedzi na pytanie, które tak mnie nurtowało. Mój przyjaciel nie ruszał się. Trudno było usłyszeć jego oddech. Postanowiłam dać za wygraną. Przecież nie wyduszę tego z niego siłą. Może nie chciał mi powiedzieć, żeby mnie nie ranić? Może on wcale mnie nie kocha? jak zwykle. Sierota Lissa zakochała się w kimś w kim nie powinna.
-Położysz się obok mnie?- zapytałam nieśmiało.- Potrzebuję cię.- wyszeptała prawie niesłyszalnie.
Brunet wstał i położył się obok mnie. W końcu poczułam jego ciało obok mojego.
-Jestem tu.- wyszeptał i pocałował mnie w płatek ucha.
-Powiesz mi?- wypaliłam nawet sama nie wiem kiedy.
Nie przemyślałam tego. Jeżeli on powie, że chce tylko przyjaźni zrobi się między nami niezręcznie. Nie chciałam psuć naszej relacji. To co nas łączyło było zbyt piękne, żeby to zaprzepaścić. Nie przeżyłabym bez niego.
-O tym co do ciebie czuje?
Serio nie wiedział czy postanowił grać na czas?!
-Mhm.- potwierdziłam próbując ukryć irytacje.
-Kocham cię. Kocham cię jak kogoś więcej niż przyjaciela. Jesteś dla mnie najważniejsza na świecie. Chcę być przy tobie i cię chronić. Chcę sprawiać byś uśmiechała się każdego dnia. Codziennie budzę się ze świadomością, że mam dla kogo żyć. Uświadomiłaś mi, że miłość jednak istnieje. A Emily? Emily nie była dla mnie nikim ważnym. Chciałem o tobie zapomnieć, odkochać się, ale jak można zapomnieć o osobie, która jest częścią ciebie? A ten pocałunek na plaży.. ona to uknuła! Zobaczyła, że się nam przyglądasz, więc pocałowała mnie. Zanim się zorientowałem było już za późno. Wiem, że możesz mi nie wierzyć. Z resztą.. kto by uwierzył.
Nie wierzę. On właśnie wyznał mi miłość. Serce zaczęło bić szybciej, a w oczach zbierały się łzy. To była najpiękniejsza chwili w moim życiu! Spodziewałam się, że powie coś w stylu 'kocham cię jak młodszą siostrę', a tu takie wyznanie!
-Tak myślałem.- mruknął chłopak i przewrócił się na plecy tym samum zabierając rękę z mojego biodra.
Zmartwił się. Pewnie czekał na moją reakcje. Przeanalizowałam jeszcze raz wszystko co mi powiedział po czym odwróciłam się w jego stronę.
-Wierzę ci.- wyszeptałam.
Chłopak przewrócił się na bok tak, żeby spojrzeć mi w oczy. Położyłam dłoń na jego poliku i delikatnie go gładziłam co chwila wjeżdżając kciukiem na usta chłopaka.
-Ufam ci jak nikomu innemu.- wyszeptałam.
Teraz miała ochotę krzyczeć. Bieber! Pocałuj mnie !
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
PROSZĘ O KOMENTARZE.
Do czytelników, którzy byli informowani na stronce. Planuję odejść. Mogę informować was na fb z mojego prywatnego konta. Wystarczy napisać w komentarzu.
#MuchLove
wtorek, 27 sierpnia 2013
Rozdział 31.
*Justin*
Usłyszałem huk. Niechętnie otworzyłem oczy.
-Co do...- nie zdążyłem dokończyć. Zobaczyłem Lisse z poduszką i kocem w ręku.- Lissa? Co się stało?- zerwałem się z kanapy jak poparzony.
Bałem się, że coś się stało. Coś złego. Dziewczyna była w samej bieliźnie. Jej ciało było piękne. Takie delikatne. Włosy upięte miała w wysoki kok, a pojedyncze pasma opadały na jej twarz. Nie mogłem oderwać wzroku od mojej przyjaciółki. Właśnie Bieber! Przyjaciółki! Nie wyobrażaj sobie zbyt wiele! Ogarnij się chłopie! Zaprzepaścisz to! Coraz częściej mówiłem do siebie w myślach. Stop! Tak robią tylko bohaterowie fanfiction. Wracamy do Lissy. Zauważyłem, że ona też mierzy mnie wzrokiem, ale po chwili speszyła się i rozłożyła na dywanie obok kanapy poduszkę oraz koc.
-Co ty wyprawiasz?- zapytałem.
-Przepraszam, nie chciałam cię obudzić. Miałam zły sen. Co ja mówię?- zastanowiła się.- To był koszmar!- zamknęła na chwilę oczy, a kiedy je otworzyła wyciekły z nich łzy.
Podszedłem do niej i ją przytuliłem. Wiedziałem, że ona potrzebuje kogoś komu będzie mogła powiedzieć o swoich problemach, troskach. Chciałem być jej prawdziwym przyjacielem, a nawet kimś więcej, ale wydawało mi się, a właściwie byłem pewny, że ona nie jest gotowa. Nie chciałem poruszać tego tematu. Boję się tylko, że ona myśli, że już jej nie kocham. Ta cała historia z Emily... To była tylko próba zapomnienia. A może nie? Może potrzebowałem bliskości drugiej osoby? Sam nie wiem. Jedno jest pewne, kochałem, kocham i będę kochać tylko Lisse.
-Już dobrze, spokojnie.- szeptałem.
Czułem jak jej ciało się rozluźnia, a ona uspokaja.
-Chcesz mi o tym opowiedzieć?- zapytałem niepewny jej reakcji.
-Chce ci się tego słuchać?
-Żartujesz sobie?
-Chcesz wysłuchiwać treści moich koszmarów?
Usłyszałem huk. Niechętnie otworzyłem oczy.
-Co do...- nie zdążyłem dokończyć. Zobaczyłem Lisse z poduszką i kocem w ręku.- Lissa? Co się stało?- zerwałem się z kanapy jak poparzony.
Bałem się, że coś się stało. Coś złego. Dziewczyna była w samej bieliźnie. Jej ciało było piękne. Takie delikatne. Włosy upięte miała w wysoki kok, a pojedyncze pasma opadały na jej twarz. Nie mogłem oderwać wzroku od mojej przyjaciółki. Właśnie Bieber! Przyjaciółki! Nie wyobrażaj sobie zbyt wiele! Ogarnij się chłopie! Zaprzepaścisz to! Coraz częściej mówiłem do siebie w myślach. Stop! Tak robią tylko bohaterowie fanfiction. Wracamy do Lissy. Zauważyłem, że ona też mierzy mnie wzrokiem, ale po chwili speszyła się i rozłożyła na dywanie obok kanapy poduszkę oraz koc.
-Co ty wyprawiasz?- zapytałem.
-Przepraszam, nie chciałam cię obudzić. Miałam zły sen. Co ja mówię?- zastanowiła się.- To był koszmar!- zamknęła na chwilę oczy, a kiedy je otworzyła wyciekły z nich łzy.
Podszedłem do niej i ją przytuliłem. Wiedziałem, że ona potrzebuje kogoś komu będzie mogła powiedzieć o swoich problemach, troskach. Chciałem być jej prawdziwym przyjacielem, a nawet kimś więcej, ale wydawało mi się, a właściwie byłem pewny, że ona nie jest gotowa. Nie chciałem poruszać tego tematu. Boję się tylko, że ona myśli, że już jej nie kocham. Ta cała historia z Emily... To była tylko próba zapomnienia. A może nie? Może potrzebowałem bliskości drugiej osoby? Sam nie wiem. Jedno jest pewne, kochałem, kocham i będę kochać tylko Lisse.
-Już dobrze, spokojnie.- szeptałem.
Czułem jak jej ciało się rozluźnia, a ona uspokaja.
-Chcesz mi o tym opowiedzieć?- zapytałem niepewny jej reakcji.
-Chce ci się tego słuchać?
-Żartujesz sobie?
-Chcesz wysłuchiwać treści moich koszmarów?
piątek, 23 sierpnia 2013
Rozdział 30.
*Lissa*
Obudziłam się zlana zimnym potem. To było straszne. Chyba do końca życie nie zmrużę oka. Nie chciałam być sama. Zbiegłam na dół z poduszką i kołdrą w ręku. Chciałam położyć się na dywanie w salonie tak, żeby być bliżej Justina, ale go nie obudzić. Mój plan niestety nie wypalił. Niezdarna strona mnie musiała dać o sobie znać akurat teraz. Kiedy przechodziłam obok ławy zepchnęłam z niej książkę, która z hukiem uderzyła o podłogę.
-Co do...- wybełkotał zaspany chłopak.- Lissa? Co się stało?- zerwał się na równe nogi.
Zmierzyłam go wzrokiem. Był w samych bokserkach. Był cholernie seksowny. Jego tors był umięśniony. Wcześniej to wiedziałam, ale nie zrobiło to na mnie takiego wrażenia jak teraz. Jego ciało zdobił tatuaż. Mały ptak w locie. Jego włosy były w nieładzie. Każdy sterczał z innej strony. Na jego tors opadał stalowy nieśmiertelnik. Jego piwne oczy były zaspane. To nienormalne, że myślę w ten sposób o chłopaku po tym wszystkim co się stało? Cóż, nigdy nie twierdziłam, że jestem normalna. Justin był jedyną osobą, której ufałam. Czułam, że mogę się przed nim otworzyć, że mogę być przy nim sobą, być z nim szczera. Panowała między nami intymność, ale tylko i wyłącznie w aspekcie psychicznym. Nie byłam przyzwyczajona do widoku mojego przyjaciela w samej bieliźnie. Zauważyłam, że Justin również wodzi wzrokiem po moim ciele. I w tym momencie uświadomiłam sobie, że stoję i gapię się na niego w samej bieliźnie. Oderwała wzrok od Justin i położyłam koc oraz poduszkę na dywanie obok kanapy.
-Co ty robisz?- zapytał Justin przyglądając się moim poczynaniom.
-Przepraszam, że cię obudziłam. Miałam zły sen. Co ja mówię?- zastanowiłam się. - To był koszmar!
W moich oczach stanęły łzy. Na samo wspomnienie o tych wydarzeniach mój żołądek dziwnie się wykręcał, a z moich oczu robiły się dwa szkiełka. Justin zauważył, że coś jest nie tak. On zawsze to zauważał. Był jak mój Anioł Stróż. Podszedł do mnie i mnie przytulił.
-Już dobrze.- szeptał gładząc mnie po plecach.
Jego aksamitny głos był dla mnie jak środek uspakajający. Zawsze skuteczny. To niesamowite co on potrafił ze mną zrobić. Potrafił sprawić, że wszystko co złe wyparowywało. Wystarczyło, że był. Tego teraz potrzebowałam. Wsparcia prawdziwego przyjaciela. Uspokoiłam się i lekko odsunęłam od bruneta.
-Chcesz mi o tym opowiedzieć? - zapytał nieśmiało patrząc mi prosto w oczy.
-Chce ci się tego słuchać?- zapytałam smutno.
-Żartujesz sobie ze mnie?- powiedział zdezorientowany.
-Chcesz wysłuchiwać moich koszmarów?
Chłopak ciężko westchnął.
-Lissa, posłuchaj. Jeżeli przez opowiedzenie mi o tym co cię dręczy chociaż trochę ci ulży jestem gotów słuchać całą noc. Jeśli mógłbym zabrać ból i wnieść uśmiech na twoją twarz, zrobiłbym to. - zadeklarował twardo.
-Śniło mi się, że on wrócił.- moje oczy się zaszkliły.- Justin ja nie chcę, żeby on wracał, rozumiesz?
Justin spojrzał na mnie czule spod swoim długich rzęs i przytulił mnie.
-Nie wróci, obiecuję.- gładził moje plecy.- Nigdy więcej cię nie skrzywdzi. Nie pozwolę na to. Rozumiesz?
-Tak. -wymamrotała ocierając łzy.
-Czas spać.- oświadczył Justin i położył się na wcześniej przygotowanym przeze mnie posłaniu na dywanie obok kanapy.
-Co ty wyprawiasz? To moje miejsce!
-Chyba nie sądziłaś, że pozwolę ci spać na podłodze.- uśmiechnął się.- No już! Wskakuj do łóżka!
-Dobrze, dobrze.- uśmiechnęłam się delikatnie.
Wsunęłam się pod koc. Nie mogłam usnąć. Przewracałam się z boku na bok.
-Justin...- wyszeptała nie będąc pewna czy chłopak śpi.
-Mhm?- wymamrotał.
-Tu, na kanapie jest sporo miejsca.- powiedziałam nieśmiało.
__________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________
Proszę o komentarze. To dla mnie bardzo ważne.
Obudziłam się zlana zimnym potem. To było straszne. Chyba do końca życie nie zmrużę oka. Nie chciałam być sama. Zbiegłam na dół z poduszką i kołdrą w ręku. Chciałam położyć się na dywanie w salonie tak, żeby być bliżej Justina, ale go nie obudzić. Mój plan niestety nie wypalił. Niezdarna strona mnie musiała dać o sobie znać akurat teraz. Kiedy przechodziłam obok ławy zepchnęłam z niej książkę, która z hukiem uderzyła o podłogę.
-Co do...- wybełkotał zaspany chłopak.- Lissa? Co się stało?- zerwał się na równe nogi.
Zmierzyłam go wzrokiem. Był w samych bokserkach. Był cholernie seksowny. Jego tors był umięśniony. Wcześniej to wiedziałam, ale nie zrobiło to na mnie takiego wrażenia jak teraz. Jego ciało zdobił tatuaż. Mały ptak w locie. Jego włosy były w nieładzie. Każdy sterczał z innej strony. Na jego tors opadał stalowy nieśmiertelnik. Jego piwne oczy były zaspane. To nienormalne, że myślę w ten sposób o chłopaku po tym wszystkim co się stało? Cóż, nigdy nie twierdziłam, że jestem normalna. Justin był jedyną osobą, której ufałam. Czułam, że mogę się przed nim otworzyć, że mogę być przy nim sobą, być z nim szczera. Panowała między nami intymność, ale tylko i wyłącznie w aspekcie psychicznym. Nie byłam przyzwyczajona do widoku mojego przyjaciela w samej bieliźnie. Zauważyłam, że Justin również wodzi wzrokiem po moim ciele. I w tym momencie uświadomiłam sobie, że stoję i gapię się na niego w samej bieliźnie. Oderwała wzrok od Justin i położyłam koc oraz poduszkę na dywanie obok kanapy.
-Co ty robisz?- zapytał Justin przyglądając się moim poczynaniom.
-Przepraszam, że cię obudziłam. Miałam zły sen. Co ja mówię?- zastanowiłam się. - To był koszmar!
W moich oczach stanęły łzy. Na samo wspomnienie o tych wydarzeniach mój żołądek dziwnie się wykręcał, a z moich oczu robiły się dwa szkiełka. Justin zauważył, że coś jest nie tak. On zawsze to zauważał. Był jak mój Anioł Stróż. Podszedł do mnie i mnie przytulił.
-Już dobrze.- szeptał gładząc mnie po plecach.
Jego aksamitny głos był dla mnie jak środek uspakajający. Zawsze skuteczny. To niesamowite co on potrafił ze mną zrobić. Potrafił sprawić, że wszystko co złe wyparowywało. Wystarczyło, że był. Tego teraz potrzebowałam. Wsparcia prawdziwego przyjaciela. Uspokoiłam się i lekko odsunęłam od bruneta.
-Chcesz mi o tym opowiedzieć? - zapytał nieśmiało patrząc mi prosto w oczy.
-Chce ci się tego słuchać?- zapytałam smutno.
-Żartujesz sobie ze mnie?- powiedział zdezorientowany.
-Chcesz wysłuchiwać moich koszmarów?
Chłopak ciężko westchnął.
-Lissa, posłuchaj. Jeżeli przez opowiedzenie mi o tym co cię dręczy chociaż trochę ci ulży jestem gotów słuchać całą noc. Jeśli mógłbym zabrać ból i wnieść uśmiech na twoją twarz, zrobiłbym to. - zadeklarował twardo.
-Śniło mi się, że on wrócił.- moje oczy się zaszkliły.- Justin ja nie chcę, żeby on wracał, rozumiesz?
Justin spojrzał na mnie czule spod swoim długich rzęs i przytulił mnie.
-Nie wróci, obiecuję.- gładził moje plecy.- Nigdy więcej cię nie skrzywdzi. Nie pozwolę na to. Rozumiesz?
-Tak. -wymamrotała ocierając łzy.
-Czas spać.- oświadczył Justin i położył się na wcześniej przygotowanym przeze mnie posłaniu na dywanie obok kanapy.
-Co ty wyprawiasz? To moje miejsce!
-Chyba nie sądziłaś, że pozwolę ci spać na podłodze.- uśmiechnął się.- No już! Wskakuj do łóżka!
-Dobrze, dobrze.- uśmiechnęłam się delikatnie.
Wsunęłam się pod koc. Nie mogłam usnąć. Przewracałam się z boku na bok.
-Justin...- wyszeptała nie będąc pewna czy chłopak śpi.
-Mhm?- wymamrotał.
-Tu, na kanapie jest sporo miejsca.- powiedziałam nieśmiało.
__________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________
Proszę o komentarze. To dla mnie bardzo ważne.
środa, 21 sierpnia 2013
Rozdział 29.
*Lissa*
Nie zaczęłam płakać dlatego, że całe moje ciało było obolałe. To było nic w porównaniu z tym, że Krzysiek mógł mnie zgwałcić, a ja tego nawet nie pamiętam. Justin podszedł do mnie i przytulił. W jego ramionach było tak bezpiecznie.
-Już dobrze.- wyszeptał.- Jestem tu.
-Wiem to.- powiedziałam próbując się uspokoić.
Chciałam pójść po moje spodenki, ale to sprawiało ogromny ból. Justin wziął mnie na ręce i posadził na łóżku. Podniósł moje spodenki i założył mi je. Zasunął mi swoją kurtkę po czym podniósł. Zabolały mnie plecy. Jęknęłam z bólu.
-Przepraszam.- powiedział Justin.
Wtuliłam się w jego tors. Byłam słaba. Chciałam iść spać. Ledwo kontaktowałam. Wyszliśmy z tego przeklętego domku. Usłyszałam, że Justin z kimś rozmawia, jednak ciężko było mi się skupić na ich słowach. Chciałam tylko wrócić do domu.
-Justin, chcę jechać do domu.- wyszeptałam.
Po chwili ruszyliśmy w stronę samochodu. Justin wsunął mnie na siedzenie pasażera. To zabolało. Całe moje ciało było obolałe. Każdy mięsień strasznie bolał. Justin wsunął się do samochodu na miejsce kierowcy i ruszył. Próbowałam usnąć, ale bezskutecznie. Kiedy tylko zamykałam oczy miałam w głowie obrazy z tej nocy. To jak on mnie dotykał, jak do mnie mówił. Justin chyba myślał, że śpię. Nie odzywał się. Po kilku nieudanych próbach zaśnięcia uświadomiłam sobie, że nawet mu nie podziękowałam.
-Dziękuję.- powiedziałam cicho.
Justin złapał mnie za rękę. To było lepsze o jakichkolwiek słów. Wiedziałam, że chce mi pomóc. Po jakiś 30 minutach dojechaliśmy do mojego domu. Chciałam, żeby Justin został ze mną. Rodzicom nie mogłam powiedzieć co się stało. Nie zrozumieliby. Uznaliby, że sprowokowałam Krzyśka. Zawsze tak było. Wszystko co mi się przydarzało było moją winą. Kochałam ich, ale nigdy nie mogłam z nimi szczerze porozmawiać. Zrozumiałe jest to, że nigdy nie rozmawiałam o swoich problemach z tatą, ale z mamą? Ona nigdy nie rozmawiała ze mną szczerze. Była ostra i wymagająca. Często się razem śmiałyśmy. To była zwykłą maskarada. Tak naprawdę nigdy nie czułam się dobrze w jej towarzystwie. Chciałam z nią rozmawiać, ale bałam się, że ona wyśmieje moje problemy. Nigdy nie dała mi do zrozumienia, że mogę jej się zwierzyć. Uważałam, że ona żałuje moich narodzin. Beze mnie byłoby jej o wiele wygodniej. Tak, taka jest prawda. Ona wcale mnie nie chce. Stop. To nie czas, żeby o tym myśleć. No więc chciałam, żeby Justin ze mną został, ale bałam się go o to poprosić. Nie chciałam być sama tej nocy. Nie poradziłabym sobie sama. W końcu zebrała się na odwagę.
-Justin..- powiedziałam cicho wahając się.
-Tak?- zapytał.
-Mógłbyś...- wahałam się.- Możesz ze mną zostać?- powiedziałam szybko, żeby mieć to za sobą.
-Nie wiem czy to dobry...- powiedział zmieszany.
-Proszę, nie chcę być teraz sama.
-Dobrze.- uśmiechnął się lekko.
Justin wziął mnie na ręce i ruszył w stronę drzwi wejściowej do mojego domu. Przekręcił delikatnie klamkę, żeby nie obudzić moich rodziców. Kiedy przechodziliśmy przez kuchnię zauważyłam na stole kartkę. Justin chyba też ją spostrzegł, bo podszedł do stołu. Opuścił mnie tak, żebym mogła wziąć kartkę ze stołu. Trzymałam ją tak, ze oboje mogliśmy przeczytać wiadomość.
'Jesteśmy u babci. Wrócimy w poniedziałek. Jesteś już dorosła, więc możesz zostać sama. Nie rozwal domu. Mama'
Mogłam spokojnie dojść do siebie po tym wszystkim. Wiedziałam, że to nie będzie łatwe, ale miałam nadzieję, że z pomocą Justina jakoś się uda. Justin zaniósł mnie do mojego pokoju i położył na łóżko. Byłam bardzo słaba, niemal spałam. Justin mnie rozebrał i przykrył kołdrą po czym udał się w stronę drzwi.
-Gdzie idziesz?- powiedziałam ze strachem.
-Będę spał w salonie. Nie martw się. Nie dam cię więcej skrzywdzić.- powiedział i podszedł do mnie.- Obiecuję.- wyszeptał i pocałował mnie w czoło.
-Dziękuję.- wyszeptałam powoli usypiając.
-Nie ma za co.- powiedział i wyszedł z pokoju.
Bałam się. Kiedy tylko wyszedł moje poczucie bezpieczeństwa wyparowało. Zapaliłam lampkę nocną i próbowałam usnąć.
*
-Myślałaś, że z tobą skończyłem?- uśmiechnął się cwanie.
-Czego chcesz?!- krzyknęłam.
-Dobrze wiesz czego.- przechylił głowę w bok.
-Zostaw mnie, proszę.- rozpłakałam się.
-Dlaczego miałbym to zrobić? Jesteś cholernie seksowna.- oblizał usta.- Nie dziwię się Bieberowi, że tak za tobą lata. Ale nie martw się on już nam nie przeszkodzi. Zadbałem o to.
Poczułam okropne ukłucie w sercu.
-Co mu zrobiłeś?!- krzyknęłam.
-Nie ważne. Ważne, że nam nie przeszkodzi. Nigdy więcej.
Zaczął iść w moją stronę,a ja tam stałam i nie mogłam się ruszyć. Strach musiał sparaliżować moje ciało. On był coraz bliżej.
_-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przykro mi, bo dodajecie komentarze tylko kiedy nie długo nie dodaje rozdziału. Pozdrawiam.
Ten rozdział dedykuję Kejt. Kocham cię ♥
Nie zaczęłam płakać dlatego, że całe moje ciało było obolałe. To było nic w porównaniu z tym, że Krzysiek mógł mnie zgwałcić, a ja tego nawet nie pamiętam. Justin podszedł do mnie i przytulił. W jego ramionach było tak bezpiecznie.
-Już dobrze.- wyszeptał.- Jestem tu.
-Wiem to.- powiedziałam próbując się uspokoić.
Chciałam pójść po moje spodenki, ale to sprawiało ogromny ból. Justin wziął mnie na ręce i posadził na łóżku. Podniósł moje spodenki i założył mi je. Zasunął mi swoją kurtkę po czym podniósł. Zabolały mnie plecy. Jęknęłam z bólu.
-Przepraszam.- powiedział Justin.
Wtuliłam się w jego tors. Byłam słaba. Chciałam iść spać. Ledwo kontaktowałam. Wyszliśmy z tego przeklętego domku. Usłyszałam, że Justin z kimś rozmawia, jednak ciężko było mi się skupić na ich słowach. Chciałam tylko wrócić do domu.
-Justin, chcę jechać do domu.- wyszeptałam.
Po chwili ruszyliśmy w stronę samochodu. Justin wsunął mnie na siedzenie pasażera. To zabolało. Całe moje ciało było obolałe. Każdy mięsień strasznie bolał. Justin wsunął się do samochodu na miejsce kierowcy i ruszył. Próbowałam usnąć, ale bezskutecznie. Kiedy tylko zamykałam oczy miałam w głowie obrazy z tej nocy. To jak on mnie dotykał, jak do mnie mówił. Justin chyba myślał, że śpię. Nie odzywał się. Po kilku nieudanych próbach zaśnięcia uświadomiłam sobie, że nawet mu nie podziękowałam.
-Dziękuję.- powiedziałam cicho.
Justin złapał mnie za rękę. To było lepsze o jakichkolwiek słów. Wiedziałam, że chce mi pomóc. Po jakiś 30 minutach dojechaliśmy do mojego domu. Chciałam, żeby Justin został ze mną. Rodzicom nie mogłam powiedzieć co się stało. Nie zrozumieliby. Uznaliby, że sprowokowałam Krzyśka. Zawsze tak było. Wszystko co mi się przydarzało było moją winą. Kochałam ich, ale nigdy nie mogłam z nimi szczerze porozmawiać. Zrozumiałe jest to, że nigdy nie rozmawiałam o swoich problemach z tatą, ale z mamą? Ona nigdy nie rozmawiała ze mną szczerze. Była ostra i wymagająca. Często się razem śmiałyśmy. To była zwykłą maskarada. Tak naprawdę nigdy nie czułam się dobrze w jej towarzystwie. Chciałam z nią rozmawiać, ale bałam się, że ona wyśmieje moje problemy. Nigdy nie dała mi do zrozumienia, że mogę jej się zwierzyć. Uważałam, że ona żałuje moich narodzin. Beze mnie byłoby jej o wiele wygodniej. Tak, taka jest prawda. Ona wcale mnie nie chce. Stop. To nie czas, żeby o tym myśleć. No więc chciałam, żeby Justin ze mną został, ale bałam się go o to poprosić. Nie chciałam być sama tej nocy. Nie poradziłabym sobie sama. W końcu zebrała się na odwagę.
-Justin..- powiedziałam cicho wahając się.
-Tak?- zapytał.
-Mógłbyś...- wahałam się.- Możesz ze mną zostać?- powiedziałam szybko, żeby mieć to za sobą.
-Nie wiem czy to dobry...- powiedział zmieszany.
-Proszę, nie chcę być teraz sama.
-Dobrze.- uśmiechnął się lekko.
Justin wziął mnie na ręce i ruszył w stronę drzwi wejściowej do mojego domu. Przekręcił delikatnie klamkę, żeby nie obudzić moich rodziców. Kiedy przechodziliśmy przez kuchnię zauważyłam na stole kartkę. Justin chyba też ją spostrzegł, bo podszedł do stołu. Opuścił mnie tak, żebym mogła wziąć kartkę ze stołu. Trzymałam ją tak, ze oboje mogliśmy przeczytać wiadomość.
'Jesteśmy u babci. Wrócimy w poniedziałek. Jesteś już dorosła, więc możesz zostać sama. Nie rozwal domu. Mama'
Mogłam spokojnie dojść do siebie po tym wszystkim. Wiedziałam, że to nie będzie łatwe, ale miałam nadzieję, że z pomocą Justina jakoś się uda. Justin zaniósł mnie do mojego pokoju i położył na łóżko. Byłam bardzo słaba, niemal spałam. Justin mnie rozebrał i przykrył kołdrą po czym udał się w stronę drzwi.
-Gdzie idziesz?- powiedziałam ze strachem.
-Będę spał w salonie. Nie martw się. Nie dam cię więcej skrzywdzić.- powiedział i podszedł do mnie.- Obiecuję.- wyszeptał i pocałował mnie w czoło.
-Dziękuję.- wyszeptałam powoli usypiając.
-Nie ma za co.- powiedział i wyszedł z pokoju.
Bałam się. Kiedy tylko wyszedł moje poczucie bezpieczeństwa wyparowało. Zapaliłam lampkę nocną i próbowałam usnąć.
*
-Myślałaś, że z tobą skończyłem?- uśmiechnął się cwanie.
-Czego chcesz?!- krzyknęłam.
-Dobrze wiesz czego.- przechylił głowę w bok.
-Zostaw mnie, proszę.- rozpłakałam się.
-Dlaczego miałbym to zrobić? Jesteś cholernie seksowna.- oblizał usta.- Nie dziwię się Bieberowi, że tak za tobą lata. Ale nie martw się on już nam nie przeszkodzi. Zadbałem o to.
Poczułam okropne ukłucie w sercu.
-Co mu zrobiłeś?!- krzyknęłam.
-Nie ważne. Ważne, że nam nie przeszkodzi. Nigdy więcej.
Zaczął iść w moją stronę,a ja tam stałam i nie mogłam się ruszyć. Strach musiał sparaliżować moje ciało. On był coraz bliżej.
_-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przykro mi, bo dodajecie komentarze tylko kiedy nie długo nie dodaje rozdziału. Pozdrawiam.
Ten rozdział dedykuję Kejt. Kocham cię ♥
wtorek, 13 sierpnia 2013
Rozdział 28.
*Justin*
Przeszła parę kroków i zatrzymała się. Nie wiedziałem co się stało. Po chwili wybuchnęła płaczem. Podszedłem do niej i przytuliłem. Chciałbym móc przytulać ją do końca życia. Chciałem, żeby była bezpieczna. Ze mną lub bez. Po prostu bezpieczna. Lissa wtuliła twarz w mój tors cały czas łkając. Widok jej łez sprawiał, że i mi oczy się zaszkliły. Pewnie już wiecie, że nie znoszę kiedy płacze. Dlaczego? Świadomość, że jest smutna dobijała mnie. Często to była moja wina. Nienawidziłem się za to. Ona była dla mnie najważniejsza. Była całym moim światem.
-Już dobrze.- wyszeptałem.- Jestem tu.
-Wiem to.- powiedziała przez łzy.
Staliśmy wtuleni w siebie, aż Lissa się uspokoiła. Chciała ruszyć w stronę łóżka. Zauważyłem, że chodzenie sprawia jej ból. Bez chwili namysłu wziąłem ją na ręce i posadziłem na łóżku. Podniosłem z podłogi jej spodenki. Przystawiłem je do jej stóp tak, żeby mogła je założyć. Zapiąłem na niej moją kurtkę. Podniosłem ją z zamiarem wyniesienia z tego domku i zabrania do domu. Jęknęła z bólu.
-Przepraszam.- powiedziałem skruszony.
Nic nie odpowiedziała. Wtuliła się w moje ramię. Złapałem ją jak najdelikatniej umiałem i wyszedłem z domku.
-Gdzie się pan wybiera?- zapytał mężczyzna stojący przy radiowozie.
-Zabieram ją do domu.- odpowiedziałem oschle nie zatrzymując się.
-Przykro mi, ale to niemożliwe.- powiedział stanowczo.
-Justin, chcę jechać do domu.- wymajaczyła Lissa.
-Kim pan dla niej jest?- dopytywał podejrzliwie mężczyzna.
-Bratem.- skłamałem.
-Dobrze. Proszę jechać ostrożnie.
Skinąłem i poszedłem w stronę mojego samochodu. Podszedłem do drzwi od strony pasażera. Otworzyłem drzwi i wsunąłem Lisse na siedzenie. Spała. Tylko wtedy widziałem u niej spokój. Zamknąłem drzwi. Lissa się wzdrygnęła. Szybko pobiegłem do drzwi od strony kierowcy i wsiadłem do samochodu. Lissa dalej spała. Pogładziłem ją po głowie po czym wsunąłem kluczyki do stacyjki i ruszyłem. W czasie jazdy co chwila zerkałem na Lisse. W pewnym momencie się obudziła.
-Dziękuję.- wyszeptała na tyle głośno, że mogłem ją usłyszeć.
Złapałem ją za rękę. Chciałem, żeby czuła moją obecność, żeby czuła, że może na mnie liczyć. Chyba tylko tyle mogłem wtedy dla niej zrobić. Jechaliśmy w ciszy cały czas trzymając się za ręce. Dojechaliśmy pod jej dom po jakiś 30 minutach. Wyszedłem z samochodu, żeby otworzyć drzwi Lissie i zaprowadzić ją do wejścia.
-Justin...- powiedziała cicho.
-Tak?
-Mógłbyś...- wahała się.- Możesz ze mną zostać?
-Nie wiem czy to dobry...
-Proszę, nie chcę być teraz sama.
-Dobrze.
Weszliśmy cicho do domu. Nie chcieliśmy obudzić rodziców Lissy. Przechodziliśmy przez kuchnię i zobaczyliśmy na stole kartkę.
'Jesteśmy u babci. Wrócimy w poniedziałek. Jesteś już dorosła, więc możesz zostać sama. Nie rozwal domu. Mama'
Byliśmy sami w domu. Szczęście w nieszczęściu. Będę mógł zająć się Lissą jak należy. Wziąłem ją na ręce i zaniosłem do jej pokoju. Była strasznie słaba i niemal spała. Położyłem ją na łóżku. Zdjąłem kurtkę i buty po czym przykryłem. Chciałem wyjść. Miałem zamiar spać w salonie. Nie chciałem, żeby pomyślała, że wykorzystuje tą sytuacje, żeby się do niej zbliżyć. Tak wcale nie było. Chciałem tylko być przy niej, bo wiedziałem, że tego potrzebowała. Kiedy wychodziłem z pokoju usłyszałem za sobą cichy głos.
-Gdzie idziesz?- zapytała z niepokojem Lissa.
-Będę spał w salonie. Nie bój się. Nie dam cię więcej skrzywdzić.- podszedłem do niej i pocałowałem w czoło.- Obiecuję.- wyszeptałem.
-Dziękuję.- powiedziała cicho.
-Nie masz za co.- powiedziałem i wyszedłem z pokoju. Zamknąłem drzwi wejściowe do domu po czym udałem się do salonu. Rozebrałem się do bokserek, wziąłem z fotela koc i położyłem się na kanapie. Była duża. Dosyć wygodna. Jak zawsze przed snem zacząłem myśleć. Jak ja mogłem do tego dopuścić? Bieber, idioto! Ta dziewczyna zamieszała mi w głowie. Nie zamierzam się tego wypierać. Taka jest prawda. Kocham ją najmocniej na świecie. Jakiś głos we mnie mówił, że muszę chronić ją za wszelką cenę. Ale chyba nie tylko dlatego, że ją kocham... Nieważne. To przeszłość. Skoro mowa o przeszłości.. Powinienem powiedzieć Lissie, że kiedyś się przyjaźniliśmy. Wiedziałem, że skąś ją znam, ale za Chiny nie wiedziałem skąd. Dopiero rodzice Lissy mi to powiedzieli. Czułem, że coś mnie z nią łączy. Jakaś niezwykła więź. Dobra Bieber. Koniec na dzisiaj. Odwróciłem się na bok i zasnąłem. Nad ranem obudził mnie jakiś łomot.
__________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________
Cały rozdział z perspektywy Justina. Słodki jest *o* Mam nadzieję, że się podoba :) Rozdziały będą się pojawiały co dwa dni. Pisanie naprawdę nie jest proste. Pewnie teraz polecą teksty, że skoro to takie trudne to po co wgl się za to brałam. Mam swoich czytelników (chyba) i ich kocham, a poza tym lubię to robić i chyba mi to jakoś tam wychodzi. Mam nadzieję, że ze mną zostaniecie :)
Przeszła parę kroków i zatrzymała się. Nie wiedziałem co się stało. Po chwili wybuchnęła płaczem. Podszedłem do niej i przytuliłem. Chciałbym móc przytulać ją do końca życia. Chciałem, żeby była bezpieczna. Ze mną lub bez. Po prostu bezpieczna. Lissa wtuliła twarz w mój tors cały czas łkając. Widok jej łez sprawiał, że i mi oczy się zaszkliły. Pewnie już wiecie, że nie znoszę kiedy płacze. Dlaczego? Świadomość, że jest smutna dobijała mnie. Często to była moja wina. Nienawidziłem się za to. Ona była dla mnie najważniejsza. Była całym moim światem.
-Już dobrze.- wyszeptałem.- Jestem tu.
-Wiem to.- powiedziała przez łzy.
Staliśmy wtuleni w siebie, aż Lissa się uspokoiła. Chciała ruszyć w stronę łóżka. Zauważyłem, że chodzenie sprawia jej ból. Bez chwili namysłu wziąłem ją na ręce i posadziłem na łóżku. Podniosłem z podłogi jej spodenki. Przystawiłem je do jej stóp tak, żeby mogła je założyć. Zapiąłem na niej moją kurtkę. Podniosłem ją z zamiarem wyniesienia z tego domku i zabrania do domu. Jęknęła z bólu.
-Przepraszam.- powiedziałem skruszony.
Nic nie odpowiedziała. Wtuliła się w moje ramię. Złapałem ją jak najdelikatniej umiałem i wyszedłem z domku.
-Gdzie się pan wybiera?- zapytał mężczyzna stojący przy radiowozie.
-Zabieram ją do domu.- odpowiedziałem oschle nie zatrzymując się.
-Przykro mi, ale to niemożliwe.- powiedział stanowczo.
-Justin, chcę jechać do domu.- wymajaczyła Lissa.
-Kim pan dla niej jest?- dopytywał podejrzliwie mężczyzna.
-Bratem.- skłamałem.
-Dobrze. Proszę jechać ostrożnie.
Skinąłem i poszedłem w stronę mojego samochodu. Podszedłem do drzwi od strony pasażera. Otworzyłem drzwi i wsunąłem Lisse na siedzenie. Spała. Tylko wtedy widziałem u niej spokój. Zamknąłem drzwi. Lissa się wzdrygnęła. Szybko pobiegłem do drzwi od strony kierowcy i wsiadłem do samochodu. Lissa dalej spała. Pogładziłem ją po głowie po czym wsunąłem kluczyki do stacyjki i ruszyłem. W czasie jazdy co chwila zerkałem na Lisse. W pewnym momencie się obudziła.
-Dziękuję.- wyszeptała na tyle głośno, że mogłem ją usłyszeć.
Złapałem ją za rękę. Chciałem, żeby czuła moją obecność, żeby czuła, że może na mnie liczyć. Chyba tylko tyle mogłem wtedy dla niej zrobić. Jechaliśmy w ciszy cały czas trzymając się za ręce. Dojechaliśmy pod jej dom po jakiś 30 minutach. Wyszedłem z samochodu, żeby otworzyć drzwi Lissie i zaprowadzić ją do wejścia.
-Justin...- powiedziała cicho.
-Tak?
-Mógłbyś...- wahała się.- Możesz ze mną zostać?
-Nie wiem czy to dobry...
-Proszę, nie chcę być teraz sama.
-Dobrze.
Weszliśmy cicho do domu. Nie chcieliśmy obudzić rodziców Lissy. Przechodziliśmy przez kuchnię i zobaczyliśmy na stole kartkę.
'Jesteśmy u babci. Wrócimy w poniedziałek. Jesteś już dorosła, więc możesz zostać sama. Nie rozwal domu. Mama'
Byliśmy sami w domu. Szczęście w nieszczęściu. Będę mógł zająć się Lissą jak należy. Wziąłem ją na ręce i zaniosłem do jej pokoju. Była strasznie słaba i niemal spała. Położyłem ją na łóżku. Zdjąłem kurtkę i buty po czym przykryłem. Chciałem wyjść. Miałem zamiar spać w salonie. Nie chciałem, żeby pomyślała, że wykorzystuje tą sytuacje, żeby się do niej zbliżyć. Tak wcale nie było. Chciałem tylko być przy niej, bo wiedziałem, że tego potrzebowała. Kiedy wychodziłem z pokoju usłyszałem za sobą cichy głos.
-Gdzie idziesz?- zapytała z niepokojem Lissa.
-Będę spał w salonie. Nie bój się. Nie dam cię więcej skrzywdzić.- podszedłem do niej i pocałowałem w czoło.- Obiecuję.- wyszeptałem.
-Dziękuję.- powiedziała cicho.
-Nie masz za co.- powiedziałem i wyszedłem z pokoju. Zamknąłem drzwi wejściowe do domu po czym udałem się do salonu. Rozebrałem się do bokserek, wziąłem z fotela koc i położyłem się na kanapie. Była duża. Dosyć wygodna. Jak zawsze przed snem zacząłem myśleć. Jak ja mogłem do tego dopuścić? Bieber, idioto! Ta dziewczyna zamieszała mi w głowie. Nie zamierzam się tego wypierać. Taka jest prawda. Kocham ją najmocniej na świecie. Jakiś głos we mnie mówił, że muszę chronić ją za wszelką cenę. Ale chyba nie tylko dlatego, że ją kocham... Nieważne. To przeszłość. Skoro mowa o przeszłości.. Powinienem powiedzieć Lissie, że kiedyś się przyjaźniliśmy. Wiedziałem, że skąś ją znam, ale za Chiny nie wiedziałem skąd. Dopiero rodzice Lissy mi to powiedzieli. Czułem, że coś mnie z nią łączy. Jakaś niezwykła więź. Dobra Bieber. Koniec na dzisiaj. Odwróciłem się na bok i zasnąłem. Nad ranem obudził mnie jakiś łomot.
__________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________
Cały rozdział z perspektywy Justina. Słodki jest *o* Mam nadzieję, że się podoba :) Rozdziały będą się pojawiały co dwa dni. Pisanie naprawdę nie jest proste. Pewnie teraz polecą teksty, że skoro to takie trudne to po co wgl się za to brałam. Mam swoich czytelników (chyba) i ich kocham, a poza tym lubię to robić i chyba mi to jakoś tam wychodzi. Mam nadzieję, że ze mną zostaniecie :)
PROSZĘ O SZCZERE KOMENTARZE.
Ask : http://ask.fm/MaRtAsZz
#MuchLove
niedziela, 11 sierpnia 2013
Rozdział 27.
*Lissa*
Stałam wtulona w umięśniony tors Justina. Chciałam, żeby w
tej chwili, właśnie w tym momencie, czas się zatrzymał. Chciałam trwać wiecznie w silnych ramionach chłopaka, którego kochałam.
Tak, kochałam. Bezwarunkowo i
bezapelacyjnie. Przy nim czułam się
naprawdę bezpieczna. Tę piękną chwilę przerwało nam skrzypienie drzwi.
Zobaczyłam jak przez uchylone, szklane drzwi do pokoju w którym się
znajdowaliśmy wchodzi dwóch policjantów.
Podniosłam głowę z torsu Justina co natychmiast zwróciło jego uwagę.
Brunet również podniósł wzrok na gliniarzy. Jeden z nich był szczupły i wysoki.
Patrzył na nas z pogardą. A tak… Stałam tam w samej bieliźnie i kurtce Justina.
Nawet nie zauważyłam kiedy mi ją założył. Z głowy Justina lała się krew, a
jakby tego było mało na podłodze leżał nieprzytomny Krzysiek. Drugi policjant-
dobrze zbudowany szatyn w średnim wieku, nachylał się nad moim oprawcą. Oderwaliśmy się od siebie z Justinem.
-Co tu się stało?- zapytał mężczyzna, który wcześniej się
nam przyglądał.
Nie byłam w stanie wydusić słowa, a co dopiero sensownego
zdania. W momencie, kiedy nie byłam już
w silny i bezpiecznych ramionach Justina wydarzenia tej nocy we mnie uderzyły.
W oczach stanęły mi łzy. Czułam się brudna. To, że dotykał mnie i całował po
całym ciele wystarczyło, żebym czuła się jak najbrudniejsza szmata na tej
półkuli. Ba! Na całym świecie! A jeżeli on zrobił to, co miał w zamiarze, a ja
tego po prostu nie pamiętam? Na samą myśl o tym po moim ciele przeszły ciarki,
a z oczu coraz szybciej sączyły się łzy. Ughh. Nie chcę o tym myśleć. Gdyby
Justin nie zdążył… Zanim się zorientowałam łzy leciały mi już ciurkiem. Justin spojrzał
na mnie z troską i objął ramieniem.
-Trzeba wezwać pogotowie!- powiedział mężczyzna, który
wcześniej nachylał się nad Krzyśkiem, po czym wyszedł.
-Co tu się stało?- powtórzył swoje pytanie policjant, który
został z nami.
-Ten chłopak- Justin wskazał na Krzyśka.- Chciał skrzywdzić
Lisse.- wskazał na mnie, kładąc nacisk na ‘skrzywdzić’.
-Dlaczego pan krwawi? Zaraz pana opatrzą.- zapytał policjant
dostrzegając ranę Justina.
-Nie trzeba, poradzę sobie. Chciałem go powstrzymać i chyba uderzył mnie czymś w głowę.
Straciłem przytomność.
-Trzeba to opatrzyć. Zapraszam do karetki. Tam się panem zajmą.
Policjant notował skrupulatnie, a Justin kontynuował
opowieść. Kiedy chłopak wszystko opowiedział policjant podziękował mu i zaprowadził do karetki. Zostałam sama w tym przeklętym pokoju. Natłok myśli w mojej głowie doprowadzał mnie do szału. Nic nie pamiętałam. Kompletnie nic. W mojej głowie była luka. Pamiętałam tylko, że próbowałam się wyrywać, a potem usłyszałam dźwięk tłuczonego- jak się potem okazało, na głowie Justina szkła. Co by było gdyby on nie zdążył? Co by ze mną teraz było? Z moich oczu po raz setny tej nocy pociekły łzy. Justin przytulił mnie do
siebie mocno. Justin wchodził do pokoju, ale kiedy zobaczył, że płaczę podbiegł do mnie i mocno mnie przytulił.
-Już dobrze.- wyszeptał gładząc mnie po głowie.- Ubierz się
i odwiozę cię do domu. Nie powinnaś tu być ani chwili dłużej.- powiedział i
pocałował mnie w czoło.
Odsunęłam się od niego i podążyłam w stronę łóżka obok
którego leżały moje spodenki. Dopiero
teraz poczułam okropny ból, jaki sprawiało mi chodzenie. Czy to znaczy, że on.. Że on to jednak… Boże… Zatrzymałam się i przyłożyłam dłoń
do ust. Po raz sto pierwszy tej nocy z moich oczu pociekły łzy.
*Justin*
Staliśmy w bezruchu wtuleni w siebie. Coś zwróciło uwagę Lissy. Spojrzałem w stronę, w którą patrzyła i dostrzegłem dwóch policjantów. Jeden z nich podszedł do leżącego na podłodze Krzyśka. Drugi został z nami. Patrzył na nas z pogardą, dając do zrozumienia, że mamy się od siebie odsunąć. Oderwaliśmy się od siebie niechętnie.
-Co tu się stało?- zapytał mężczyzna.
Widziałem, że Lissa otwiera usta, żeby coś powiedzieć, ale po chwili je zamknęła. Widziałem jak na jej twarzy pojawia się strach i ból. Nie mogłem znieść tego widoku. Wiedziałem, że nie jest do końca świadoma tego, co wydarzyło się tej nocy. Chciałem jak najszybciej ją stamtąd zabrać. Dobijała mnie świadomość, że to ją będzie męczyło. Wiedziałem, że tak będzie. Wiedziałem, że to nie da jej spokoju. Że nie będzie jej łatwo zapomnieć. Gdybym tylko mógł cofnąć czas, nie zostawiłbym jej samej. Byłabym z nią i ten gnój nawet by jej nie tknął. Ale stało się inaczej. Byłem głupi. Powinienem tu wtedy zostać i błagać ją o wybaczenie. Zachowałem się jak ostatni idiota. Skończony debil. Wiedziałem, że im wcześniej ją stąd zabiorę tym lepiej. Postanowiłem więc opowiedzieć całą historię policjantowi i mieć to już z głowy. Objąłem Lisse ramieniem i zacząłem mówić.
-Ten chłopak- wskazałem na Krzyśka.- chciał skrzywdzić Lissę.- wskazałem na bezbronną dziewczynę,którą obejmowałem ramieniem.
-Dlaczego pan krwawi? Trzeba opatrzyć tę ranę.- zapytał dostrzegając moją rozwaloną głowę.
-Nie trzeba, poradzę sobie. Chciałem go powstrzymać i chyba uderzył mnie czymś w głowę. Straciłem przytomność.
-Trzeba to opatrzyć. Zapraszam do karetki. Tam się panem zajmą.
Opowiedziałem co działo się dalej. Policjant zaprowadził mnie do karetki. Nie chciałem zostawić Lissy samej, ale wiedziałem, że policjant nie da za wygraną. Taką ma prace. Kiedy wychodziłem z domku i podążałem w stronę karetki zobaczyłem leżącego na noszach Krzyśka. Odzyskał przytomność. Przechodziłem obok niego próbując nie rzucić się na niego z pięściami. Gdybym mógł pewnie bym go zabił.
-E ty!- usłyszałem za sobą.
Odwróciłem się. To Krzysiek mnie wołał. Chciałem go zignorować.
-Szkoda, że się spóźniłeś. Nie martw się ta dziwka doceni dobre chęci i się z tobą prześpi.- cicho się zaśmiał.
Nie wytrzymałem. Podszedłem do noszy i nachyliłem się nad nim. Złapałem za jego koszulę i uniosłem go lekko za nią. Złość się ze mnie wylewała. Miałem ogromną ochotę mu przywalić, ale wiedziałem, że miałbym wtedy kłopoty. Tak naprawdę nie obchodziło mnie to, że mogę mieć kłopoty. Gdybym go uderzył, zabrali by mnie na posterunek, a Lissa zostałaby sama. To nie wchodziło w grę.
-Nie mów tak o niej!- powiedziałem cicho, ale stanowczo.- Jesteś zwykłym skurwysynem. Żaden mężczyzna nie zrobiłby czegoś takiego kobiecie. Jesteś zwykłym gnojkiem.
Rzuciłem go na nosze. Jęknął z bólu. Poszedłem do karetki, gdzie zrobili mi opatrunek. Przykleili z tyłu głowy wielki kawałek gazy. Nie wiedziałem jak niby ma mi to pomóc, ale nie chciałem się sprzeczać. Miałe zamiar jak najszybciej wrócić do Lissy.
-Gotowe.- powiedział lekarz.
-Dziękuję.- odrzekłem.- Nie wie pan co będzie z tym tu?- wskazałem na Krzyśka.
-Jedzie do szpitala. Ma wstrząśnienie mózgu.
-A potem? Zamkną go?
-Nie wiem. Pewnie będzie miał sprawę w sądzie.
-Dziękuję.- powiedziałem i odszedłem.
Kierowałem się w stronę domku. Miałem nadzieję, że ukarzą tego gnojka. Zaraz.. Skoro sprawa w sądzie to i świadkowie. Lissa będzie musiała zeznawać. Postanowiłem nie mówić jej o tym. Przynajmniej nie teraz. Wchodziłem do domku i zobaczyłem stojącą na środku pokoju Lisse. Nadal była tylko w bieliźnie i mojej kurtce. Płakała. Tak bardzo nie znosiłem kiedy płakała. Nienawidziłem widoku jej płaczącej. Podbiegłem do niej natychmiast i przytuliłem ją.
-Już dobrze.- wyszeptałem gładząc ją po głowie.- Ubierz się i odwiozę cię do domu. Nie powinnaś tu być ani chwili dłużej.- powiedziałem i pocałowałem ją w czoło. Odsunęła się ode mnie i podążyła w stronę łóżka. Nagle się zatrzymała. Widać było, że coś ją boli. Podniosła dłoń i zakryła nią usta. Przygarbiła się i po raz kolejny tego wieczory wybuchnęła płaczem.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Witam ponownie :)) Długo nie dodawałam rozdziału, bo miała awarię internetu. Już niedługo wydarzy się coś ciekawego :))
PROSZĘ O SZCZERE KOMENTARZE.
Ask : http://ask.fm/MaRtAsZz
#MuchLove
wtorek, 6 sierpnia 2013
Rozdział 26.
*Justin*
Wyważyłem drzwi od domku. Wszedłem do środka. To co zobaczyłem wbiło mnie w ziemię. Stałem przez moment w osłupieniu. Otóż zobaczyłem Emily w jednoznacznej sytuacji z jakimś kolesiem. Nie znałem go. Nigdy wcześniej nie widziałem go w szkole. Był prawie łysy i dobrze zbudowany. Na pewno był od nas starszy. Leżał na Emily. Kiedy mnie spostrzegli przerwali całowanie się i spojrzeli w moją stronę. Na twarzy Emily malował się strach, a na twarzy tego faceta satysfakcja. Kiedy się otrząsłem przypomniałem sobie, że muszę znaleźć Lisse. Bez słowa wyszedłem z domku i poszedłem szukać dalej. Krążyłem między domkami tracąc już nadzieję na to, że ją znajdę. Znowu zawaliłem. Bieber idioto! Gdybym klika godzin temu jej nie zostawił, nie musiałbym jej teraz szukać. To było straszne. Niepewność. Doskonale znałem to uczucie. Towarzyszyło mi ono w szpitalu, kiedy Lissa miała wypadek. Mimo, że często czułem niepewność nie przyzwyczajałem się do niej ani trochę. Chyba nie można się do niej przyzwyczaić. Nie jeżeli w grę wchodzi bezpieczeństwo osoby, którą się kocha. W tej chwili ta cholerna niepewność po prostu mnie niszczyła. Nie wiedziałem czy Lissa jest bezpieczna. Biegałem między domkami wypatrując zapalonego światła, uchylonych drzwi, ludzi czegokolwiek co mogłoby mi pomóc. Doszedłem do przedostatniego domku. Był biały ze szklanymi drzwiami. Drzwi były uchylone. Miałem przeczucie. Postanowiłem tam wejść. Podszedłem do uchylonych, szklanych drzwi i po cichu wszedłem do środka. Zapaliłem światło. To co zobaczyłem sprawiło, że moje kolana stały się jak z waty. Zobaczyłem nieprzytomną Lissę, a na niej Krzyśka. Całował ją po całym ciele. Był w samych bokserkach, a Lissa w bieliźnie. Krzysiek podniósł na mnie wzrok i uśmiechnął się triumfalnie. Czułem jak wszystkie komórki mojego ciała wypełnia wściekłość, a żyły na szyi zaczynają pulsować. Ruszyłem w stronę łóżka. Złapałem tego gnoja za szyję i rzuciłem nim o ścinę chcąc zyskać na czasie i sprawdzić co z Lissą. Zdjąłem moją czarną, skórzaną kurtkę i okryłem nią dziewczynę. Na jej twarzy widać było obrzydzenie i strach. Była taka bezbronna. Poczułem uderzenie w tył głowy. Upadłem bezwładnie na ziemię. Ostatnim co zobaczyłem był cwany uśmieszek Krzyśka.
*Lissa*
Czułam jego obleśne, mokre pocałunki na całym moim nagim ciele. To było straszne. Tym bardziej straszne, że nie mogłam nic a nic zrobić. Mogłam jedynie czekać na jakiś cud. Miałam nadzieję, że jakimś cudem zjawi się tu Justin i mnie uratuje. O czym ja marze! Po co on miałby tu wracać po tym jak na niego nawrzeszczałam? Po tym jak uświadomiłam sobie, że nie ma najmniejszych szans na jakikolwiek ratunek chciałam, żeby on po prostu to zrobił i mnie zostawił. Nawet nie zauważyłam kiedy odpłynęłam. Obudził mnie głośny dźwięk tłuczonego szkła. Otworzyłam oczy. Oślepiło mnie światło. Zdziwiło mnie to. Wydawało mi się, że wcześniej było ono zgaszone. Otworzyłam oczy ponownie przyzwyczajając się do światła. Fizyczne czułam się dobrze (nie licząc obolałego policzka). Psychicznie było gorzej. Na początku myślałam, że jest po wszystkim. Myślałam, że ten gnój zostawił mnie tu. Szybka wyszłam z tego przekonania. Zobaczyłam nieprzytomnego Justina, a nad nim Krzyśka. Obok Justina leżało mnóstwo szkła. Krzysiek zorientował się, że się ocknęłam.
-Jak dobrze, że wstałaś.- podszedł do mnie.- Teraz możemy dokończyć.
Czyli on mi tego nie zrobił. Czułam ulgę, ale i strach przed tym co miało nadejść. Wiedziałam, że Krzysiek nie odpuści dopóki nie dostanie tego czego chce. Czułam się dość silna, żeby spróbować mu uciec. Miałam plan. Krzysiek podchodził coraz bliżej. Kiedy znalazł się tuż przy mnie kopnęłam go jak najmocniej mogła w krocze. Chłopak zgiął się i jęknął z bólu. Rzuciłam się w stronę Justina. Uniosłam jego głowę. Ocuciłam go.
-Uciekaj.- powiedział pewnie, ale cicho.
-Nie zostawię cię.- wyjęłam rękę spod jego głowy z zamiarem złapania jego ręki. Zobaczyłam na mojej dłoni ciemnoczerwoną substancję.
-Uciekaj, poradzę sobie.- upierał się przy swoim.
-Justina, ty krwawisz! Nie zostawię cię rozumiesz!?- wykrzyczałam.
Nagle poczułam jak ktoś podnosi mnie za włosy. Ból był niewyobrażalny. Krzysiek podniósł mnie i złapał za ramiona.
-Prosiłem, żebyś była grzeczna.- mój oprawca kipiał złością.
-Zostaw mnie!- wykrzyczałam i splunęłam mu w twarz.
-Przesadziłaś!
Krzysiek uderzył mnie w policzek po czym rzucił na łóżko. Jęknęłam z bólu. Podszedł do Justina i uderzył go z pięści w twarz. Justin ledwo kontaktował. Nie mogłam patrzeć jak cierpi. Rzuciłam się mu na pomoc, chociaż wiedziałam, że niewiele wskóram. Zobaczyłam wysoką lampę obok łóżka. Złapałam ją i podbiegłam do Krzyśka. Uderzyłam go lampą w głowę z całej siły. Chłopak osunął się na ziemię. Podeszłam do Justina. Ponownie go ocuciłam. Widziałam, jak Justin próbuje znaleźć w sobie siłę, żeby się podnieść. W końcu mu się udało. Podszedł do mnie i mnie przytulił. Wtuliłam się w jego tors. Czułam się bezpieczna. Czułam, że mam wszystko. Jednak nie było mi dane długo cieszyć się takim stanem.
*Justin*
Ocknąłem się po jakimś czasie. Nie wiem ile minęło. Może klika minut a może klika godzin. Co jeśli było już za późno? Nie dopuszczałem do siebie takiej myśli. Gdyby coś jej się stało nie wybaczyłbym sobie tego. Żył bym ze świadomością, że mogłem coś zrobił. Poczułem na karku delikatny dotyk, który koił ból. Otworzyłem oczy i zobaczyłem Lisse. Jej policzki były mokre od płaczu.
-Uciekaj.- wyszeptałem.
-Nie zostawię cie tu!- wykrzyczała.
-Uciekaj, poradzę sobie!
-Justin, ty krwawisz! Nie zostawię cię, rozumiesz?!- zanosiła się od płaczu.
Lissa zaczęła krzyczeć. Krzysiek podniósł ją za włosy. Byłem za słaby, żeby wstać. Nie potrafiłem. Nie mogłem jej pomóc.
-Prosiłem, żebyś była grzeczna.- usłyszałem głos tego gnoja.
-Zostaw mnie!- krzyknęła Lissa i splunęła mu na twarz.
Po co to zrobiła?!
-Przesadziłaś!
Usłyszałem głośny plask i jęk Lissy. Odszedł gdzieś z nią na chwilę, po czym wrócił do mnie i wymierzył cios w twarz. Jęknąłem z bólu. Krzysiek już chciał zadać kolejny cios, kiedy osunął się na ziemię. Kiedy upadł zobaczyłem nad nim Lisse z lampą.
Próbowałem znaleźć siłę na to żeby wstać. W końcu to zrobiłem. Wstałem i przytuliłem Lissę. Wtuliła się w mój tors cicho łkając. Wściekłość we mnie kipiała. Miałem ochotę zabić tego gnojka za to co jej zrobił. Zasługiwał na wszystko co najgorsze. Nienawidziłem go. Zobaczyłem, że coś przykuło uwagę Lissy. Również odwróciłem się w stronę, którą patrzyła.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wena wróciła. Przepraszam, że tak długo nie dodawałam rozdziału. Mam nadzieję, że nie stracę czytelników przez moją głupotę. Jesteście dla mnie bardzo ważni.
PROSZĘ O SZCZERE KOMENTARZE
#MuchLove
Wyważyłem drzwi od domku. Wszedłem do środka. To co zobaczyłem wbiło mnie w ziemię. Stałem przez moment w osłupieniu. Otóż zobaczyłem Emily w jednoznacznej sytuacji z jakimś kolesiem. Nie znałem go. Nigdy wcześniej nie widziałem go w szkole. Był prawie łysy i dobrze zbudowany. Na pewno był od nas starszy. Leżał na Emily. Kiedy mnie spostrzegli przerwali całowanie się i spojrzeli w moją stronę. Na twarzy Emily malował się strach, a na twarzy tego faceta satysfakcja. Kiedy się otrząsłem przypomniałem sobie, że muszę znaleźć Lisse. Bez słowa wyszedłem z domku i poszedłem szukać dalej. Krążyłem między domkami tracąc już nadzieję na to, że ją znajdę. Znowu zawaliłem. Bieber idioto! Gdybym klika godzin temu jej nie zostawił, nie musiałbym jej teraz szukać. To było straszne. Niepewność. Doskonale znałem to uczucie. Towarzyszyło mi ono w szpitalu, kiedy Lissa miała wypadek. Mimo, że często czułem niepewność nie przyzwyczajałem się do niej ani trochę. Chyba nie można się do niej przyzwyczaić. Nie jeżeli w grę wchodzi bezpieczeństwo osoby, którą się kocha. W tej chwili ta cholerna niepewność po prostu mnie niszczyła. Nie wiedziałem czy Lissa jest bezpieczna. Biegałem między domkami wypatrując zapalonego światła, uchylonych drzwi, ludzi czegokolwiek co mogłoby mi pomóc. Doszedłem do przedostatniego domku. Był biały ze szklanymi drzwiami. Drzwi były uchylone. Miałem przeczucie. Postanowiłem tam wejść. Podszedłem do uchylonych, szklanych drzwi i po cichu wszedłem do środka. Zapaliłem światło. To co zobaczyłem sprawiło, że moje kolana stały się jak z waty. Zobaczyłem nieprzytomną Lissę, a na niej Krzyśka. Całował ją po całym ciele. Był w samych bokserkach, a Lissa w bieliźnie. Krzysiek podniósł na mnie wzrok i uśmiechnął się triumfalnie. Czułem jak wszystkie komórki mojego ciała wypełnia wściekłość, a żyły na szyi zaczynają pulsować. Ruszyłem w stronę łóżka. Złapałem tego gnoja za szyję i rzuciłem nim o ścinę chcąc zyskać na czasie i sprawdzić co z Lissą. Zdjąłem moją czarną, skórzaną kurtkę i okryłem nią dziewczynę. Na jej twarzy widać było obrzydzenie i strach. Była taka bezbronna. Poczułem uderzenie w tył głowy. Upadłem bezwładnie na ziemię. Ostatnim co zobaczyłem był cwany uśmieszek Krzyśka.
*Lissa*
Czułam jego obleśne, mokre pocałunki na całym moim nagim ciele. To było straszne. Tym bardziej straszne, że nie mogłam nic a nic zrobić. Mogłam jedynie czekać na jakiś cud. Miałam nadzieję, że jakimś cudem zjawi się tu Justin i mnie uratuje. O czym ja marze! Po co on miałby tu wracać po tym jak na niego nawrzeszczałam? Po tym jak uświadomiłam sobie, że nie ma najmniejszych szans na jakikolwiek ratunek chciałam, żeby on po prostu to zrobił i mnie zostawił. Nawet nie zauważyłam kiedy odpłynęłam. Obudził mnie głośny dźwięk tłuczonego szkła. Otworzyłam oczy. Oślepiło mnie światło. Zdziwiło mnie to. Wydawało mi się, że wcześniej było ono zgaszone. Otworzyłam oczy ponownie przyzwyczajając się do światła. Fizyczne czułam się dobrze (nie licząc obolałego policzka). Psychicznie było gorzej. Na początku myślałam, że jest po wszystkim. Myślałam, że ten gnój zostawił mnie tu. Szybka wyszłam z tego przekonania. Zobaczyłam nieprzytomnego Justina, a nad nim Krzyśka. Obok Justina leżało mnóstwo szkła. Krzysiek zorientował się, że się ocknęłam.
-Jak dobrze, że wstałaś.- podszedł do mnie.- Teraz możemy dokończyć.
Czyli on mi tego nie zrobił. Czułam ulgę, ale i strach przed tym co miało nadejść. Wiedziałam, że Krzysiek nie odpuści dopóki nie dostanie tego czego chce. Czułam się dość silna, żeby spróbować mu uciec. Miałam plan. Krzysiek podchodził coraz bliżej. Kiedy znalazł się tuż przy mnie kopnęłam go jak najmocniej mogła w krocze. Chłopak zgiął się i jęknął z bólu. Rzuciłam się w stronę Justina. Uniosłam jego głowę. Ocuciłam go.
-Uciekaj.- powiedział pewnie, ale cicho.
-Nie zostawię cię.- wyjęłam rękę spod jego głowy z zamiarem złapania jego ręki. Zobaczyłam na mojej dłoni ciemnoczerwoną substancję.
-Uciekaj, poradzę sobie.- upierał się przy swoim.
-Justina, ty krwawisz! Nie zostawię cię rozumiesz!?- wykrzyczałam.
Nagle poczułam jak ktoś podnosi mnie za włosy. Ból był niewyobrażalny. Krzysiek podniósł mnie i złapał za ramiona.
-Prosiłem, żebyś była grzeczna.- mój oprawca kipiał złością.
-Zostaw mnie!- wykrzyczałam i splunęłam mu w twarz.
-Przesadziłaś!
Krzysiek uderzył mnie w policzek po czym rzucił na łóżko. Jęknęłam z bólu. Podszedł do Justina i uderzył go z pięści w twarz. Justin ledwo kontaktował. Nie mogłam patrzeć jak cierpi. Rzuciłam się mu na pomoc, chociaż wiedziałam, że niewiele wskóram. Zobaczyłam wysoką lampę obok łóżka. Złapałam ją i podbiegłam do Krzyśka. Uderzyłam go lampą w głowę z całej siły. Chłopak osunął się na ziemię. Podeszłam do Justina. Ponownie go ocuciłam. Widziałam, jak Justin próbuje znaleźć w sobie siłę, żeby się podnieść. W końcu mu się udało. Podszedł do mnie i mnie przytulił. Wtuliłam się w jego tors. Czułam się bezpieczna. Czułam, że mam wszystko. Jednak nie było mi dane długo cieszyć się takim stanem.
*Justin*
Ocknąłem się po jakimś czasie. Nie wiem ile minęło. Może klika minut a może klika godzin. Co jeśli było już za późno? Nie dopuszczałem do siebie takiej myśli. Gdyby coś jej się stało nie wybaczyłbym sobie tego. Żył bym ze świadomością, że mogłem coś zrobił. Poczułem na karku delikatny dotyk, który koił ból. Otworzyłem oczy i zobaczyłem Lisse. Jej policzki były mokre od płaczu.
-Uciekaj.- wyszeptałem.
-Nie zostawię cie tu!- wykrzyczała.
-Uciekaj, poradzę sobie!
-Justin, ty krwawisz! Nie zostawię cię, rozumiesz?!- zanosiła się od płaczu.
Lissa zaczęła krzyczeć. Krzysiek podniósł ją za włosy. Byłem za słaby, żeby wstać. Nie potrafiłem. Nie mogłem jej pomóc.
-Prosiłem, żebyś była grzeczna.- usłyszałem głos tego gnoja.
-Zostaw mnie!- krzyknęła Lissa i splunęła mu na twarz.
Po co to zrobiła?!
-Przesadziłaś!
Usłyszałem głośny plask i jęk Lissy. Odszedł gdzieś z nią na chwilę, po czym wrócił do mnie i wymierzył cios w twarz. Jęknąłem z bólu. Krzysiek już chciał zadać kolejny cios, kiedy osunął się na ziemię. Kiedy upadł zobaczyłem nad nim Lisse z lampą.
Próbowałem znaleźć siłę na to żeby wstać. W końcu to zrobiłem. Wstałem i przytuliłem Lissę. Wtuliła się w mój tors cicho łkając. Wściekłość we mnie kipiała. Miałem ochotę zabić tego gnojka za to co jej zrobił. Zasługiwał na wszystko co najgorsze. Nienawidziłem go. Zobaczyłem, że coś przykuło uwagę Lissy. Również odwróciłem się w stronę, którą patrzyła.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wena wróciła. Przepraszam, że tak długo nie dodawałam rozdziału. Mam nadzieję, że nie stracę czytelników przez moją głupotę. Jesteście dla mnie bardzo ważni.
PROSZĘ O SZCZERE KOMENTARZE
#MuchLove
czwartek, 25 lipca 2013
Rozdział 25.
*Lissa*
Byłam przerażona. Moje ciało odmówiło posłuszeństwa. Nie mogłam się poruszyć. Jedyne co w tamtej chwili mogłam to modlić się, żeby ten koszmar się skończył. To było straszne. Łzy cisnęły się do moich oczu. Po chwili pozwoliłam im spływać po moich policzkach. Mój podszedł do łóżka i pochylił się nade mną.
-Rozluźnij się.- wyszeptał do mojego ucha, po czym przesunął swoje usta do drugiego ucha.- Bądź grzeczna.
Kiedy usłyszałam jego głos byłam pewna. To był on. To ten sam głos, który szeptał do mnie na plaży, że mnie kocha. Jak on mógł okazać się takim potworem?! Dlaczego takie rzeczy zdarzają się mnie? Nic nigdy nikomu nie zrobiłam. Sprawiedliwości nie ma na tym świecie. To pewne.
Krzysiek wszedł na łóżko i oparł dłonie po obu stronach mojego ciała. Zaczęłam się trząść ze strachu przed tym co miało nadejść. Ten potwór zaczął całować mnie nachalnie po szyi lekko ją przygryzając i ssąc. Przesunął się na mój dekolt i składał na nim mokre pocałunki. Ja tylko leżałam nie mogąc się poruszyć i płakałam. Wsunął rękę pod moje plecy a następnie pod bluzkę. Jednym ruchem zerwał ze mnie moją białą koszulkę. Poczułam, że nic mnie już nie chroniło. Jakby ten cienki kawałek materiału był moją tarczą. Zaczęłam jeszcze bardziej płakać (o ile to było możliwe). Czułam jego okropny dotyk na całym ciele. Jeździł swoimi brudnymi łapami po moich udach wsuwając co chwilę rękę pod spodenki. Poczułam, że mogę znów się ruszać. To świństwo, które mi podał musiało przestać działać. Starałam się odepchnąć go od siebie. Na marne. Próbę obrony przypłaciłam siarczystym uderzeniem w policzek. Jęknęłam z bólu.
-Prosiłem żebyś była grzeczna.- powiedział szyderczo ściszonym głosem.
Postanowiłam błagać, żeby mnie wypuścił.
-Wypuść mnie! Proszę! Nie powiem nikomu co tu się wydarzyło! Błagam!- krztusiłam się swoimi łzami.
Krzysiek przerwał swoje 'pieszczoty' i spojrzał na mnie z zadowoleniem wymalowanym na twarzy.
Jakby osiągnął jakiś cel. Jakby to, że błagam go o litość sprawiało mu satysfakcję.
-Jeszcze chwila i nie będziesz miała okazji nikomu o tym opowiedzieć.- posłał mi groźne spojrzenie.
-Co ja ci takiego zrobiłam?- krzyczałam przez łzy.
-Nie chciałaś być moja! To zrobiłaś!- krzyknął ze złością.- Jak z tobą skończę nikt nie będzie cię chciał! Jesteś zwykłą szmatą! Nic nie wartą szmatą!- wykrzyczał do mnie po czym zbliżył nasze usta do siebie.
Miałam ochotę zapytać go po co w takim razie udawał, że chce ze mną być skoro jestem 'szmatą'. To chyba nie byłoby najlepsze posunięcie zważając na moją ówczesną sytuację. Łzy dalej sączyły się z moich oczu. Krzysiek nie przestawaj jeździć rękoma po moim ciele. Chciało mi się rzygać na samo czucie jego dotyku. To było obrzydliwe i obleśne. On właśnie zabiera mi to co mam teraz najważniejszego. Mój pierwszy raz miał być magiczny. Przede wszystkim miał odbyć się z chłopakiem którego kocham. Stracę dziewictwo z tym potworem. To pewne. On mi to zabierze. Płakałam dalej, a Krzysiek rozpiął rozporek swoich spodni. Wiedziałam, że ten moment się zbliża. Moment w którym moja czystość zostanie ze mnie zdarta. Tak po prostu. Ten tyran zdjął swoje spodnie i wrócił na łóżko. Kontynuował bezczelne obmacywanie każdej części mojego ciała. Pod każdym jego dotykiem przechodziły mnie nieznośne ciarki.
-Proszę..- wyszeptałam przez łzy.
-Kochanie..- westchnął.- Oboje wiemy że tego podświadomie chcesz.
-Nie prawda! Nie chcę!- krzyknęłam ostatkiem sił.
-Mam ci przypomnieć co robię kiedy jesteś niegrzeczna?- zapytał ironicznie unosząc brwi, po czym ponownie przyssał się do mojej szyi.
Teraz już byłam pewna, że on mówi poważnie. On naprawdę to zrobi! Chciałam już tylko żeby mnie wykorzystał jak najszybciej i żeby to się skończyło. Chciałam po prostu wrócić do domu i - o ile to możliwe- zmyć z siebie ten cały brud, którym miałam być za chwilę obrzucona. Postanowiłam spróbować ostatni raz. Zaczęłam się wyrywać jak najmocniej tylko mogłam. Zepchnęłam z siebie oprawcę i rzuciłam się w ucieczkę do drzwi, które jakimś cudem spostrzegłam mimo rozmazanego przez łzy obrazu. Krzysiek złapał mnie i przycisnął do ściany.
-Mówiłem co będzie jak będziesz niegrzeczna..- powiedział po czym uderzył mnie z całej siły w twarz.
Poczułam przeszywający mnie ból. Upadłam na ziemię, zrobiło mi się ciemno przed oczami. Ostatnie co pamiętam to to że ktoś mnie podnosił.
*Justin*
Obudziłem się około 3.00. Nie mogłem spać. Martwiłem się o Lissę. Zostawiłem ją tam samą. Co jeśli coś jej się stało?! Nie wybaczę sobie tego do końca życia. Postanowiłem pojechać na tę imprezę i jej poszukać. Zerwałem się z łóżka na równe nogi. Podszedłem do szafy i wyjąłem jeansy i biały podkoszulek. Ubrałem się i zszedłem na dół. Starałem zachowywać się cicho, żeby nie obudzić mamy i rodzeństwa. Wziąłem z komody kluczyki do samochodu. Wyszedłem na podjazd i wsiadłem do samochodu. Ruszyłem w stronę plaży. Modliłem się, żeby moje przeczucia okazały się paranoją. Po jakiś 20 minutach byłem na plaży. Wyszedłem z samochodu i zamknąłem go. Podążałem w stronę ogromnego namiotu w którym migały światła i bawili się ludzie. Kiedy chciałem do niego wejść przy wejściu zobaczyłem zdenerwowaną Jess. Stała cała roztrzęsiona z telefonem w ręku. Z jej oczu płynęły łzy.
-Co się stało?!- zapytałem łapiąc ją za ramiona i potrząsając nią.
Czułem, że moje podejrzenia się sprawdzą. Coś się stało. Odpowiedzią na moje pytanie był wybuch płaczu. Przytuliłem ją do siebie i pogłaskałem po plecach. Kiedy się uspokoiła oderwała się ode mnie.
-Jess, mósisz mi powiedzieć co się stało.- powiedziałem spokojnie, chociaż wcale nie byłem spokojny.
-Chodzi o Lisse.- po jej policzkach spływały kolejne łzy.
-Co z nią?- pytałem zniecierpliwiony.
-Ona zniknęła.
-Jak to?
-Nie ma jej.
-Kiedy widziałaś ją ostatni raz?- zapytałem z nadzieją, że czegoś się dowiem.
-Tańczyliśmy, a ona źle się poczuła, więc wyszła na zewnątrz. Wyszła za nią żeby sprawdzić co się stało. Powiedziała, że to tylko głowa i musi chwilę odpocząć.- przerwała, żeby po chwili znowu wybuchnąć płaczem.- Zostawiłam ją, rozumiesz?! Jeśli coś jej się stanie...
-Nie mów tak!- krzyknąłem.- Zostań tu i dzwoń do niej co chwila.
Nie czekając na odpowiedź ruszyłem przed siebie. Przypomniałem sobie, że na imprezie rozmawiała z Krzyśkiem. Postanowiłem poszukać jego. Wszedłem pod namiot i zauważyłem jego znajomych. Nalewali sobie nawzajem do gardeł piwo z jakiejś rurki. Bez chwili namysłu podszedłem do nich.
-Szukam Krzyśka.- krzyczałem próbując być słyszalnym w tle muzyki.
-Nie widzieliśmy go.- odpowiedział wysoki blondyn.
-Nie wiecie gdzie może być?- pytałem dalej.
-Może zabawia się z jakąś leseczką w domku rodziców.- krzyknął, a faceci którzy stali obok wybuchnęli śmiechem, jakby to był jakiś wielki powód do chluby.
-Gdzie to jest?
-Tu na plaży. 3 domek od namiotu.- poinformował mnie.
Bez chwili namysły wybiegłem z namiotu i podążałem wzdłuż domków letniskowych rozmieszczonych po plaży. Szukałem 3 domku. Jest! Światła były zgaszone. Obszedłem domek dookoła i zobaczyłem światło w jednym z pokoi. Wróciłem do drzwi wejściowych i je wyważyłem. To co zobaczyłem sprawiło, że stanąłem jak wryty niezabardzo wiedząc co zrobić.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Mam nadzieję, że się podoba :)) Jak pisałam ten rozdział miałam łzy w oczach. Sama nie wiem dlaczego :))
Serdecznie dziękuję za ponad 3000 wyświetleń ;**
PROSZĘ O SZCZERE KOMENTARZE !!
Tutaj zadajemy pytania------> http://ask.fm/account/wall
Mój TT:https://twitter.com/MartaSkiw
#MuchLove
Byłam przerażona. Moje ciało odmówiło posłuszeństwa. Nie mogłam się poruszyć. Jedyne co w tamtej chwili mogłam to modlić się, żeby ten koszmar się skończył. To było straszne. Łzy cisnęły się do moich oczu. Po chwili pozwoliłam im spływać po moich policzkach. Mój podszedł do łóżka i pochylił się nade mną.
-Rozluźnij się.- wyszeptał do mojego ucha, po czym przesunął swoje usta do drugiego ucha.- Bądź grzeczna.
Kiedy usłyszałam jego głos byłam pewna. To był on. To ten sam głos, który szeptał do mnie na plaży, że mnie kocha. Jak on mógł okazać się takim potworem?! Dlaczego takie rzeczy zdarzają się mnie? Nic nigdy nikomu nie zrobiłam. Sprawiedliwości nie ma na tym świecie. To pewne.
Krzysiek wszedł na łóżko i oparł dłonie po obu stronach mojego ciała. Zaczęłam się trząść ze strachu przed tym co miało nadejść. Ten potwór zaczął całować mnie nachalnie po szyi lekko ją przygryzając i ssąc. Przesunął się na mój dekolt i składał na nim mokre pocałunki. Ja tylko leżałam nie mogąc się poruszyć i płakałam. Wsunął rękę pod moje plecy a następnie pod bluzkę. Jednym ruchem zerwał ze mnie moją białą koszulkę. Poczułam, że nic mnie już nie chroniło. Jakby ten cienki kawałek materiału był moją tarczą. Zaczęłam jeszcze bardziej płakać (o ile to było możliwe). Czułam jego okropny dotyk na całym ciele. Jeździł swoimi brudnymi łapami po moich udach wsuwając co chwilę rękę pod spodenki. Poczułam, że mogę znów się ruszać. To świństwo, które mi podał musiało przestać działać. Starałam się odepchnąć go od siebie. Na marne. Próbę obrony przypłaciłam siarczystym uderzeniem w policzek. Jęknęłam z bólu.
-Prosiłem żebyś była grzeczna.- powiedział szyderczo ściszonym głosem.
Postanowiłam błagać, żeby mnie wypuścił.
-Wypuść mnie! Proszę! Nie powiem nikomu co tu się wydarzyło! Błagam!- krztusiłam się swoimi łzami.
Krzysiek przerwał swoje 'pieszczoty' i spojrzał na mnie z zadowoleniem wymalowanym na twarzy.
Jakby osiągnął jakiś cel. Jakby to, że błagam go o litość sprawiało mu satysfakcję.
-Jeszcze chwila i nie będziesz miała okazji nikomu o tym opowiedzieć.- posłał mi groźne spojrzenie.
-Co ja ci takiego zrobiłam?- krzyczałam przez łzy.
-Nie chciałaś być moja! To zrobiłaś!- krzyknął ze złością.- Jak z tobą skończę nikt nie będzie cię chciał! Jesteś zwykłą szmatą! Nic nie wartą szmatą!- wykrzyczał do mnie po czym zbliżył nasze usta do siebie.
Miałam ochotę zapytać go po co w takim razie udawał, że chce ze mną być skoro jestem 'szmatą'. To chyba nie byłoby najlepsze posunięcie zważając na moją ówczesną sytuację. Łzy dalej sączyły się z moich oczu. Krzysiek nie przestawaj jeździć rękoma po moim ciele. Chciało mi się rzygać na samo czucie jego dotyku. To było obrzydliwe i obleśne. On właśnie zabiera mi to co mam teraz najważniejszego. Mój pierwszy raz miał być magiczny. Przede wszystkim miał odbyć się z chłopakiem którego kocham. Stracę dziewictwo z tym potworem. To pewne. On mi to zabierze. Płakałam dalej, a Krzysiek rozpiął rozporek swoich spodni. Wiedziałam, że ten moment się zbliża. Moment w którym moja czystość zostanie ze mnie zdarta. Tak po prostu. Ten tyran zdjął swoje spodnie i wrócił na łóżko. Kontynuował bezczelne obmacywanie każdej części mojego ciała. Pod każdym jego dotykiem przechodziły mnie nieznośne ciarki.
-Proszę..- wyszeptałam przez łzy.
-Kochanie..- westchnął.- Oboje wiemy że tego podświadomie chcesz.
-Nie prawda! Nie chcę!- krzyknęłam ostatkiem sił.
-Mam ci przypomnieć co robię kiedy jesteś niegrzeczna?- zapytał ironicznie unosząc brwi, po czym ponownie przyssał się do mojej szyi.
Teraz już byłam pewna, że on mówi poważnie. On naprawdę to zrobi! Chciałam już tylko żeby mnie wykorzystał jak najszybciej i żeby to się skończyło. Chciałam po prostu wrócić do domu i - o ile to możliwe- zmyć z siebie ten cały brud, którym miałam być za chwilę obrzucona. Postanowiłam spróbować ostatni raz. Zaczęłam się wyrywać jak najmocniej tylko mogłam. Zepchnęłam z siebie oprawcę i rzuciłam się w ucieczkę do drzwi, które jakimś cudem spostrzegłam mimo rozmazanego przez łzy obrazu. Krzysiek złapał mnie i przycisnął do ściany.
-Mówiłem co będzie jak będziesz niegrzeczna..- powiedział po czym uderzył mnie z całej siły w twarz.
Poczułam przeszywający mnie ból. Upadłam na ziemię, zrobiło mi się ciemno przed oczami. Ostatnie co pamiętam to to że ktoś mnie podnosił.
*Justin*
Obudziłem się około 3.00. Nie mogłem spać. Martwiłem się o Lissę. Zostawiłem ją tam samą. Co jeśli coś jej się stało?! Nie wybaczę sobie tego do końca życia. Postanowiłem pojechać na tę imprezę i jej poszukać. Zerwałem się z łóżka na równe nogi. Podszedłem do szafy i wyjąłem jeansy i biały podkoszulek. Ubrałem się i zszedłem na dół. Starałem zachowywać się cicho, żeby nie obudzić mamy i rodzeństwa. Wziąłem z komody kluczyki do samochodu. Wyszedłem na podjazd i wsiadłem do samochodu. Ruszyłem w stronę plaży. Modliłem się, żeby moje przeczucia okazały się paranoją. Po jakiś 20 minutach byłem na plaży. Wyszedłem z samochodu i zamknąłem go. Podążałem w stronę ogromnego namiotu w którym migały światła i bawili się ludzie. Kiedy chciałem do niego wejść przy wejściu zobaczyłem zdenerwowaną Jess. Stała cała roztrzęsiona z telefonem w ręku. Z jej oczu płynęły łzy.
-Co się stało?!- zapytałem łapiąc ją za ramiona i potrząsając nią.
Czułem, że moje podejrzenia się sprawdzą. Coś się stało. Odpowiedzią na moje pytanie był wybuch płaczu. Przytuliłem ją do siebie i pogłaskałem po plecach. Kiedy się uspokoiła oderwała się ode mnie.
-Jess, mósisz mi powiedzieć co się stało.- powiedziałem spokojnie, chociaż wcale nie byłem spokojny.
-Chodzi o Lisse.- po jej policzkach spływały kolejne łzy.
-Co z nią?- pytałem zniecierpliwiony.
-Ona zniknęła.
-Jak to?
-Nie ma jej.
-Kiedy widziałaś ją ostatni raz?- zapytałem z nadzieją, że czegoś się dowiem.
-Tańczyliśmy, a ona źle się poczuła, więc wyszła na zewnątrz. Wyszła za nią żeby sprawdzić co się stało. Powiedziała, że to tylko głowa i musi chwilę odpocząć.- przerwała, żeby po chwili znowu wybuchnąć płaczem.- Zostawiłam ją, rozumiesz?! Jeśli coś jej się stanie...
-Nie mów tak!- krzyknąłem.- Zostań tu i dzwoń do niej co chwila.
Nie czekając na odpowiedź ruszyłem przed siebie. Przypomniałem sobie, że na imprezie rozmawiała z Krzyśkiem. Postanowiłem poszukać jego. Wszedłem pod namiot i zauważyłem jego znajomych. Nalewali sobie nawzajem do gardeł piwo z jakiejś rurki. Bez chwili namysłu podszedłem do nich.
-Szukam Krzyśka.- krzyczałem próbując być słyszalnym w tle muzyki.
-Nie widzieliśmy go.- odpowiedział wysoki blondyn.
-Nie wiecie gdzie może być?- pytałem dalej.
-Może zabawia się z jakąś leseczką w domku rodziców.- krzyknął, a faceci którzy stali obok wybuchnęli śmiechem, jakby to był jakiś wielki powód do chluby.
-Gdzie to jest?
-Tu na plaży. 3 domek od namiotu.- poinformował mnie.
Bez chwili namysły wybiegłem z namiotu i podążałem wzdłuż domków letniskowych rozmieszczonych po plaży. Szukałem 3 domku. Jest! Światła były zgaszone. Obszedłem domek dookoła i zobaczyłem światło w jednym z pokoi. Wróciłem do drzwi wejściowych i je wyważyłem. To co zobaczyłem sprawiło, że stanąłem jak wryty niezabardzo wiedząc co zrobić.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Mam nadzieję, że się podoba :)) Jak pisałam ten rozdział miałam łzy w oczach. Sama nie wiem dlaczego :))
Serdecznie dziękuję za ponad 3000 wyświetleń ;**
PROSZĘ O SZCZERE KOMENTARZE !!
Tutaj zadajemy pytania------> http://ask.fm/account/wall
Mój TT:https://twitter.com/MartaSkiw
#MuchLove
środa, 24 lipca 2013
Rozdział 24.
*Justin*
Staliśmy pod namiotem obok stołu z alkoholem. Jess wypiła piwo i poszła szaleć na parkiecie. Kiedy odeszła zostałem sam z Liss. Miedzy nami zapadła niezręczna cisza. Patrzyliśmy na siebie jakby świat przestał istnieć. Ktoś do nas podszedł. To był Krzysiek. Ten gnojek, przez którego Lissa wylewała swoje łzy. Nienawidziłem go za co jej zrobił.
-Hej.- powiedział z uśmiechem do Lissy nie zwracając na mnie uwagi. Jakby mnie tam nie było. Nie mogłem uwierzyć, że ma taki tupet. Najpierw ją zranił, a potem tak po prostu mówi 'hej' ?! Patrzyłem na reakcje Liss. Chwilę później jej słowa wprawiły mnie w osłupienie.
-Hej.- odpowiedziała mu delikatnie się uśmiechając.
Czułem jak zaczęła we mnie buzować złość.
-Zatańczymy?- ten gnojek wyciągnął do niej rękę.
Złość wypełniła każdą komórkę mojego ciała, a moje dłonie zacisnęły się w pięści. Miałem ochotę mu przywalić, ale bałem się reakcji Liss. Po chwili zastanowienia złapałem dziewczynę za rękę.
-Liss, możemy pogadać?- zapytałem oschle patrząc na nią wymownie.
-Jasne.- była zdezorientowana.
Złapałem ją za rękę i wyprowadziłem z namiotu. Chciałem z nią pogadać na spokojnie. O ile było to w ogóle możliwe na imprezie. Oddaliliśmy się od namiotu w którym trwała impreza na tyle, żeby muzyka nie zagłuszała naszych słów. Kiedy byliśmy już wystarczająco daleko stanąłem i odwróciłem się twarzą w jej stronę.
-O co chodzi?- zapytała z ciekawością widoczną w oczach.
-Zapomniałaś już co ci zrobił?!- powiedziałem podniesionym tonem.
Byłem wściekły na tego gnojka, bo do niej podszedł, na Liss bo nic sobie z tego nie zrobiła i na siebie, bo dopuściłem do tego spotkania. Niby nic szczególnego się nie stało, ale i tak byłem wściekły. Dobijał mnie widok jej rozmawiającej z osobą, która ją skrzywdziła i to tak dotkliwie.
-Nie. Spławiłabym go!- wykrzyczała zdenerwowana.- Wiem, że się o mnie martwisz, ale jestem już duża! Poradzę sobie!- wykrzyczała po czym odeszła.
Widziałem jak odchodzi i nic nie zrobiłem. Może ona miała rację? Może nie powinienem tak ostro reagować? To nie moja wina, że się o nią cholernie martwiłem! Tak już było. Miałem ogromne poczucie odpowiedzialności za nią. Co ta dziewczyna ze mną robi?! Ona jest wyjątkowa. Nie jest taka jak moje wszystkie poprzednie, a było ich sporo. Bieber się zakochał. To potwierdzone. Gdyby ktoś z moich starych znajomych to usłyszał wybuchłby śmiechem. Zmieniłem się. Zmieniłem się o 180 stopni. Może i zeszłoroczne wydarzenia nie były przyjemne, ale odbiły się dobrze w moim życiu. Dzięki temu co się stało poznałem Liss. Dzięki temu się zmieniłem.
Nerwy ze mnie zeszły. Usiadłem nad brzegiem morza wpatrując się w fale i rozmyślając. Poczułem czyjąś dłoń na moim ramieniu. Od razu wstałem i zobaczyłem Emily.
-Dlaczego siedzisz tutaj sam?- zapytała.- Impreza trwa a ty się smucisz.
-Co ciebie to obchodzi?!- nie miałem najmniejszej ochoty na rozmowę z kimkolwiek, a szczególnie z nią.- O ile pamięć mnie nie myli ostatnim razem kiedy się widzieliśmy nazwałaś moich przyjaciół szmatami.
Odwróciłem się w stronę morza mając nadzieję, że się uspokoję i że Emily odejdzie.
-Justin...- usłyszałem jej głos.
Odwróciłem się do niej.
-Jeszcze tu je...
Nie zdążyłem dokończyć, bo Emily mnie pocałowała. Byłem w szoku. Nie odwzajemniłem jej pocałunku. Kiedy zorientowałem co się dzieje odepchnąłem ją od siebie. Zobaczyłem postać, która stała w miejscu i się nam przyglądała. To była Liss. Wiedziałem, że to co zobaczyła nie odbije się na niej dobrze. A możliwe, że ją załamie. Nie wiem dlaczego. Takie miałem przeczucie.
-Jesteś z siebie zadowolona?!- powiedziałem ze złością w oczach do Emily.
-Bardzo.- uśmiechnęła się triumfalnie.- Jedna szmata doprowadzona do płaczu.
-Nie nazywaj jej tak!- krzyknąłem do niej.
Zauważyłem, że Liss zaczęła biec. Pobiegłem za nią. Dogoniłem ją i złapałem za nadgarstek odwracając ją w swoją stronę.
-Liss..- wyszeptałem niepewnie.
-Nie! Zostaw mnie w spokoju!- wykrzyczała i odeszła w stronę namiotu.
Sprawiłem, że płacze. Nienawidziłem jej łez, a to że ja byłem ich powodem dobijało mnie. Chciałem za nią iść, ale wiedziałem to nic nie da.
Nie mogłem uwierzyć w to co się właśnie stało. To był jakiś koszmar! Zobaczyłem jak Liss rozmawia z tym idiotą Krzyśkiem. Postanowiłem nie tkwić dłużej na tej imprezie. Poszedłem do mojego samochodu po czym do niego wsiadłem i pokierowałem się do mojego domu. Kiedy wróciłem było około 1.00. Mama już wstała. Wszedłem cicho do domu i prześlizgnąłem się do mojego pokoju. Położyłem się na łóżku i rozmyślałem.
*Lissa*
Byłam bezwładna. Czułam się okropnie. Miałam zawroty głowy i plamy przed oczami. Nie miałam siły nic z siebie wydusić. Nie byłam w stanie się bronić. Czułam, że to co się za chwilę stanie będzie okropne. Usłyszałam jak ktoś przekręca klucz w drzwiach po czym otwiera drzwi i wchodzi do środka jakiegoś pomieszczenia. Nie wiedziałam nawet ile trwała droga do tego miejsca. Zupełnie straciłam poczucie czasu. To było okropne. Cholerna świadomość tego co się za chwilę stanie i uczucie bezsilności. Byłam przerażona. Czułam jak ktoś kładzie mnie na łóżku. Wtedy już dokładnie wiedziałam co się za chwilę wydarzy. Do moich oczu zaczęły cisnąć się łzy, które za chwilę zaczęły spływać po moich polikach. Najgorsze było to, że nie mogła się obronić ani nawet poruszyć. Wiedziałam, że byłam bez szans na jakąkolwiek ucieczkę bądź obronę. Widziałam jak przez mgłę. Widziałam jak jakiś wysoki chłopak ściąga z siebie koszulkę i podchodzi w moją stronę. Moje ciało zdrętwiało, a ja modliłam się w duchu żeby to okazał się tylko zły sen. Chciałam się z niego obudzić. Jednak to była rzeczywistość. Dlaczego ja?!
-Trochę się zabawimy.- usłyszałam JEGO głos. To nie mógł być on! Jak to możliwe, że go nie zorientowałam się, że to on. Przecież tak dobrze znam jego zapach i jego głos...
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jak myślicie? Kto chce zrobić krzywdę Lissie?
Proszę o szczere komentarze, żebym wiedziała czy się wam podoba :)) To dla was kilka kliknięć w klawiaturę, a dla mnie bardzo wiele znaczy :))
Tutaj zadajemy pytania------> http://ask.fm/account/wall
Mój TT:https://twitter.com/MartaSkiw
#MuchLove
Staliśmy pod namiotem obok stołu z alkoholem. Jess wypiła piwo i poszła szaleć na parkiecie. Kiedy odeszła zostałem sam z Liss. Miedzy nami zapadła niezręczna cisza. Patrzyliśmy na siebie jakby świat przestał istnieć. Ktoś do nas podszedł. To był Krzysiek. Ten gnojek, przez którego Lissa wylewała swoje łzy. Nienawidziłem go za co jej zrobił.
-Hej.- powiedział z uśmiechem do Lissy nie zwracając na mnie uwagi. Jakby mnie tam nie było. Nie mogłem uwierzyć, że ma taki tupet. Najpierw ją zranił, a potem tak po prostu mówi 'hej' ?! Patrzyłem na reakcje Liss. Chwilę później jej słowa wprawiły mnie w osłupienie.
-Hej.- odpowiedziała mu delikatnie się uśmiechając.
Czułem jak zaczęła we mnie buzować złość.
-Zatańczymy?- ten gnojek wyciągnął do niej rękę.
Złość wypełniła każdą komórkę mojego ciała, a moje dłonie zacisnęły się w pięści. Miałem ochotę mu przywalić, ale bałem się reakcji Liss. Po chwili zastanowienia złapałem dziewczynę za rękę.
-Liss, możemy pogadać?- zapytałem oschle patrząc na nią wymownie.
-Jasne.- była zdezorientowana.
Złapałem ją za rękę i wyprowadziłem z namiotu. Chciałem z nią pogadać na spokojnie. O ile było to w ogóle możliwe na imprezie. Oddaliliśmy się od namiotu w którym trwała impreza na tyle, żeby muzyka nie zagłuszała naszych słów. Kiedy byliśmy już wystarczająco daleko stanąłem i odwróciłem się twarzą w jej stronę.
-O co chodzi?- zapytała z ciekawością widoczną w oczach.
-Zapomniałaś już co ci zrobił?!- powiedziałem podniesionym tonem.
Byłem wściekły na tego gnojka, bo do niej podszedł, na Liss bo nic sobie z tego nie zrobiła i na siebie, bo dopuściłem do tego spotkania. Niby nic szczególnego się nie stało, ale i tak byłem wściekły. Dobijał mnie widok jej rozmawiającej z osobą, która ją skrzywdziła i to tak dotkliwie.
-Nie. Spławiłabym go!- wykrzyczała zdenerwowana.- Wiem, że się o mnie martwisz, ale jestem już duża! Poradzę sobie!- wykrzyczała po czym odeszła.
Widziałem jak odchodzi i nic nie zrobiłem. Może ona miała rację? Może nie powinienem tak ostro reagować? To nie moja wina, że się o nią cholernie martwiłem! Tak już było. Miałem ogromne poczucie odpowiedzialności za nią. Co ta dziewczyna ze mną robi?! Ona jest wyjątkowa. Nie jest taka jak moje wszystkie poprzednie, a było ich sporo. Bieber się zakochał. To potwierdzone. Gdyby ktoś z moich starych znajomych to usłyszał wybuchłby śmiechem. Zmieniłem się. Zmieniłem się o 180 stopni. Może i zeszłoroczne wydarzenia nie były przyjemne, ale odbiły się dobrze w moim życiu. Dzięki temu co się stało poznałem Liss. Dzięki temu się zmieniłem.
Nerwy ze mnie zeszły. Usiadłem nad brzegiem morza wpatrując się w fale i rozmyślając. Poczułem czyjąś dłoń na moim ramieniu. Od razu wstałem i zobaczyłem Emily.
-Dlaczego siedzisz tutaj sam?- zapytała.- Impreza trwa a ty się smucisz.
-Co ciebie to obchodzi?!- nie miałem najmniejszej ochoty na rozmowę z kimkolwiek, a szczególnie z nią.- O ile pamięć mnie nie myli ostatnim razem kiedy się widzieliśmy nazwałaś moich przyjaciół szmatami.
Odwróciłem się w stronę morza mając nadzieję, że się uspokoję i że Emily odejdzie.
-Justin...- usłyszałem jej głos.
Odwróciłem się do niej.
-Jeszcze tu je...
Nie zdążyłem dokończyć, bo Emily mnie pocałowała. Byłem w szoku. Nie odwzajemniłem jej pocałunku. Kiedy zorientowałem co się dzieje odepchnąłem ją od siebie. Zobaczyłem postać, która stała w miejscu i się nam przyglądała. To była Liss. Wiedziałem, że to co zobaczyła nie odbije się na niej dobrze. A możliwe, że ją załamie. Nie wiem dlaczego. Takie miałem przeczucie.
-Jesteś z siebie zadowolona?!- powiedziałem ze złością w oczach do Emily.
-Bardzo.- uśmiechnęła się triumfalnie.- Jedna szmata doprowadzona do płaczu.
-Nie nazywaj jej tak!- krzyknąłem do niej.
Zauważyłem, że Liss zaczęła biec. Pobiegłem za nią. Dogoniłem ją i złapałem za nadgarstek odwracając ją w swoją stronę.
-Liss..- wyszeptałem niepewnie.
-Nie! Zostaw mnie w spokoju!- wykrzyczała i odeszła w stronę namiotu.
Sprawiłem, że płacze. Nienawidziłem jej łez, a to że ja byłem ich powodem dobijało mnie. Chciałem za nią iść, ale wiedziałem to nic nie da.
Nie mogłem uwierzyć w to co się właśnie stało. To był jakiś koszmar! Zobaczyłem jak Liss rozmawia z tym idiotą Krzyśkiem. Postanowiłem nie tkwić dłużej na tej imprezie. Poszedłem do mojego samochodu po czym do niego wsiadłem i pokierowałem się do mojego domu. Kiedy wróciłem było około 1.00. Mama już wstała. Wszedłem cicho do domu i prześlizgnąłem się do mojego pokoju. Położyłem się na łóżku i rozmyślałem.
*Lissa*
Byłam bezwładna. Czułam się okropnie. Miałam zawroty głowy i plamy przed oczami. Nie miałam siły nic z siebie wydusić. Nie byłam w stanie się bronić. Czułam, że to co się za chwilę stanie będzie okropne. Usłyszałam jak ktoś przekręca klucz w drzwiach po czym otwiera drzwi i wchodzi do środka jakiegoś pomieszczenia. Nie wiedziałam nawet ile trwała droga do tego miejsca. Zupełnie straciłam poczucie czasu. To było okropne. Cholerna świadomość tego co się za chwilę stanie i uczucie bezsilności. Byłam przerażona. Czułam jak ktoś kładzie mnie na łóżku. Wtedy już dokładnie wiedziałam co się za chwilę wydarzy. Do moich oczu zaczęły cisnąć się łzy, które za chwilę zaczęły spływać po moich polikach. Najgorsze było to, że nie mogła się obronić ani nawet poruszyć. Wiedziałam, że byłam bez szans na jakąkolwiek ucieczkę bądź obronę. Widziałam jak przez mgłę. Widziałam jak jakiś wysoki chłopak ściąga z siebie koszulkę i podchodzi w moją stronę. Moje ciało zdrętwiało, a ja modliłam się w duchu żeby to okazał się tylko zły sen. Chciałam się z niego obudzić. Jednak to była rzeczywistość. Dlaczego ja?!
-Trochę się zabawimy.- usłyszałam JEGO głos. To nie mógł być on! Jak to możliwe, że go nie zorientowałam się, że to on. Przecież tak dobrze znam jego zapach i jego głos...
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jak myślicie? Kto chce zrobić krzywdę Lissie?
Proszę o szczere komentarze, żebym wiedziała czy się wam podoba :)) To dla was kilka kliknięć w klawiaturę, a dla mnie bardzo wiele znaczy :))
Tutaj zadajemy pytania------> http://ask.fm/account/wall
Mój TT:https://twitter.com/MartaSkiw
#MuchLove
wtorek, 23 lipca 2013
Rozdział 23.
*Lissa*
Otworzyłam drzwi i stanęłam jak wryta. Moim oczom ukazał się wysoki szatyn o niebieskich oczach.
-Hej.- powiedział.
-Hej.- odpowiedziałam niechętnie.- Co ty tu robisz?
-Przyszedłem upewnić się, że będziesz na imprezie.- uśmiechnął się.
-Będę. Właśnie się szykuję.
-To nie przeszkadzam.- uśmiechnął się.- Do później.
-Tak. Do później.
Zamknęłam drzwi i pobiegłam na górę. Weszłam do swojego pokoju, gdzie czekała Jess.
-Kto to był?- zapytała dmuchając na swoje paznokcie żeby szybciej wyschły.
-Krzysiek.- powiedziałam i usiadła przy stoliki na przeciwko Jess.
-TEN Krzysiek?- jej źrenice się powiększyły.
-Zależy co rozumiesz przez TEN.- wzruszyłam ramionami.
-Ten z którym kiedyś byłaś.
-Tak. To był on.- powiedziałam odkręcając buteleczkę z czarnym lakierem do paznokci.
-Czego chciał?- dopytywała dalej Jess.
-Pytał czy idę na imprezę.- westchnęłam- Daj rękę dokończę malować ci paznokcie.
-Co go obchodzi czy idziesz czy nie?- powiedziała zbulwersowana.
-A czy ja siedzę w jego głowie?- zaśmiałam się.
-Co za szmaciarz.- powiedziała zła Jess.
Reszta popołudnia minęła nam na malowaniu się, układaniu włosów i oglądaniu telewizji. Siedziałyśmy z Jess w salonie i oglądałyśmy teledyski. Było około 20.00 . Usłyszałyśmy pukanie do drzwi. Pomyślałyśmy, że to Justin przyjechał po nas. Ubrałyśmy klapki i wyszłyśmy przed dom. Nie myliłyśmy się to był Justin. Siedział w samochodzie i czekał na nas. Podeszłyśmy i wsiadłyśmy do środka. Ja to przodu,a Jess z tyłu.
-Ale się wystroiłyście.- zaśmiał się Justin.
-Wcale nie.- oburzyłyśmy się.
-Wcale tak.- droczył się dalej Justin.
-Dobra, niech ci będzie.- szturchnęłam go w ramię.- Jedź już bo nam minie ta impreza.
Ruszyliśmy w stronę plaży na której miała się odbyć impreza. Dojechaliśmy w jakieś 30 minut. Wysiedliśmy z samochodu i ruszyliśmy do namiotu w którym było mnóstwo alkoholu i Dj. Weszliśmy pod namiot.
-Czego się napijecie?- zapytała Jess.
-Ja nie będę pić.- powiedziałam i sięgnęłam po Ice Tea.
-Ja prowadzę.- powiedział Justin.
-Ale z was sztywniaki.- pokiwała głową Jess i sięgnęła po butelkę piwa.
Ona była chyba nastawiona na 'ostry melanż'. Opróżniła swoją butelkę i poszła na parkiet z jakimś chłopakiem. Zostaliśmy z Justinem sami. Patrzyliśmy się na siebie. Po chwili podszedł do nas Krzysiek.
-Hej.- powiedział nie zwracając uwagi na Justina.
-Hej.- odpowiedziałam niepewnie. Czułam, że Justinowi się to nie podoba. Widziałam zdezorientowanie w jego oczach.
-Zatańczymy?- Krzysiek wyciągnął do mnie rękę.
Justin spojrzał na niego jakby zobaczył kosmitę.
-Liss możemy pogadać?- zapytał oschle.
-Jasne.
Justin złapał mnie za rękę i wyprowadził z namiotu.
-O co ci chodzi?- zapytałam wyrywając moją rękę z jego uścisku.
-Zapomniałaś już co ci zrobił?!
-Nie. Spławiłabym go!- krzyczałam do niego.- Wiem, że się o mnie martwisz, ale jestem już duża! Poradzę sobie!
Wróciłam pod namiot. Widziałam Jess szalejącą na parkiecie. Ta dziewczyna potrafi się bawić. Stałam oparta o stół. Zobaczyłam, że w moją stronę idzie Krzysiek. Czy on nie może się ode mnie odczepić?! Ma facet tupet, nie ma co. Odwróciłam się mając nadzieję, że sobie odpuści. Tak jednak nie było.
-Napijesz się czegoś?- zapytał z uśmiechem.
-Tak. Przyniesiesz mi coś?- chciałam chociaż na chwilę się go pozbyć.
-Jasne.- powiedział i odszedł.
Stałam i myślałam. Justin naprawdę się o mnie martwi. Nie powinnam na niego naskakiwać. To było głupie. Postanowiłam, że muszę go znaleźć. Wyszłam spod namiotu w którym było już pełno dymu papierosowego. Nie rozumiałam jak można psuć sobie zdrowie dla głupiego szpanu. Szłam brzegiem morze w nadziei że spotka Justin. Nie myliłam się zobaczyłam go stojącego i wpatrującego się w fale. Kiedy podeszłam bliżej zobaczyłam, że nie jest tam sam. Zobaczyłam jak obejmuje kogoś ramieniem i jak się całują. To była Emily! Czułam jakby grunt usunął mi się spod nóg, a moje życie straciło sens. Jakby umarła jakaś część mnie. To było straszne. Wybuchnęłam płaczem i zaczęłam iść w stronę namiotu w którym impreza trwała w najlepsze. Justin zorientował się, że tam byłam i wszystko widziałam. Dogonił mnie i złapał za ramię obracając mnie tak abym stała twarzą do niego.
-Liss..- powiedział ze smutkiem w oczach.
-Nie! Zostaw mnie w spokoju!- wykrzyczałam.
Odeszłam o niego wkurzona. Już nie płakałam. Byłam tylko wściekła. Oparłam się o stół. Podszedł do mnie Krzysiek. Ten to ma wyczucie chwili.
-Twój napój.- powiedział Krzysiek i podał mi czerwony kubek z colą.
-Dzięki.- powiedziałam.
-Jesteś zdenerwowana czy mi się wydaje?- spojrzał na mnie podejrzliwie.
-Wydaje ci się.- wymusiłam uśmiech.
Przez resztę wieczoru nie widziałam Justin. Tańczyłam z Jess i innymi. Nagle zrobiło mi się ciemno przed oczami. Poczułam okropne zawroty głowy. Nie miałam pojęcia co się dzieje. Widział przewijających się ludzi. Wszystko było jakby rozmazane. Zeszłam z parkietu i usiadła na piasku przed namiotem.
-Wszystko okej?- usłyszałam głos Jess, który był zagłuszany przez muzykę.
-Tak. Po prostu źle się poczułam.- machnęłam ręką.- Wracaj, a ja chwilę odpocznę i przyjdę.
-Jesteś pewna, że nie potrzebujesz pomocy?- dopytywała Jess.
-Tak. Jestem pewna.
-Okej.- rzuciła Jess i weszła do namiotu.
Siedziałam i oddychałam zaciągając się morską bryzą. Poczułam czyjąś rękę na moim ramieniu. Nie miałam nawet siły spojrzeć kto to. Czułam jak ktoś mnie podnosi i gdzieś mnie niesie. Byłam przerażona, ale nie miałam siły się wyrywać. Moje ciało było bezwładne. Bałam się tego co za chwilę miało nastąpić..
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam, że wczoraj nie dodałam rozdziału, ale miałam wypadek i nie mogłam.
Mam nadzieję że rozdział się podoba. Proszę o SZCZERE komentarze.
Tutaj zadajemy pytania------> http://ask.fm/account/wall
Mój TT:https://twitter.com/MartaSkiw
#MuchLove
-Czego się napijecie?- zapytała Jess.
-Ja nie będę pić.- powiedziałam i sięgnęłam po Ice Tea.
-Ja prowadzę.- powiedział Justin.
-Ale z was sztywniaki.- pokiwała głową Jess i sięgnęła po butelkę piwa.
Ona była chyba nastawiona na 'ostry melanż'. Opróżniła swoją butelkę i poszła na parkiet z jakimś chłopakiem. Zostaliśmy z Justinem sami. Patrzyliśmy się na siebie. Po chwili podszedł do nas Krzysiek.
-Hej.- powiedział nie zwracając uwagi na Justina.
-Hej.- odpowiedziałam niepewnie. Czułam, że Justinowi się to nie podoba. Widziałam zdezorientowanie w jego oczach.
-Zatańczymy?- Krzysiek wyciągnął do mnie rękę.
Justin spojrzał na niego jakby zobaczył kosmitę.
-Liss możemy pogadać?- zapytał oschle.
-Jasne.
Justin złapał mnie za rękę i wyprowadził z namiotu.
-O co ci chodzi?- zapytałam wyrywając moją rękę z jego uścisku.
-Zapomniałaś już co ci zrobił?!
-Nie. Spławiłabym go!- krzyczałam do niego.- Wiem, że się o mnie martwisz, ale jestem już duża! Poradzę sobie!
Wróciłam pod namiot. Widziałam Jess szalejącą na parkiecie. Ta dziewczyna potrafi się bawić. Stałam oparta o stół. Zobaczyłam, że w moją stronę idzie Krzysiek. Czy on nie może się ode mnie odczepić?! Ma facet tupet, nie ma co. Odwróciłam się mając nadzieję, że sobie odpuści. Tak jednak nie było.
-Napijesz się czegoś?- zapytał z uśmiechem.
-Tak. Przyniesiesz mi coś?- chciałam chociaż na chwilę się go pozbyć.
-Jasne.- powiedział i odszedł.
Stałam i myślałam. Justin naprawdę się o mnie martwi. Nie powinnam na niego naskakiwać. To było głupie. Postanowiłam, że muszę go znaleźć. Wyszłam spod namiotu w którym było już pełno dymu papierosowego. Nie rozumiałam jak można psuć sobie zdrowie dla głupiego szpanu. Szłam brzegiem morze w nadziei że spotka Justin. Nie myliłam się zobaczyłam go stojącego i wpatrującego się w fale. Kiedy podeszłam bliżej zobaczyłam, że nie jest tam sam. Zobaczyłam jak obejmuje kogoś ramieniem i jak się całują. To była Emily! Czułam jakby grunt usunął mi się spod nóg, a moje życie straciło sens. Jakby umarła jakaś część mnie. To było straszne. Wybuchnęłam płaczem i zaczęłam iść w stronę namiotu w którym impreza trwała w najlepsze. Justin zorientował się, że tam byłam i wszystko widziałam. Dogonił mnie i złapał za ramię obracając mnie tak abym stała twarzą do niego.
-Liss..- powiedział ze smutkiem w oczach.
-Nie! Zostaw mnie w spokoju!- wykrzyczałam.
Odeszłam o niego wkurzona. Już nie płakałam. Byłam tylko wściekła. Oparłam się o stół. Podszedł do mnie Krzysiek. Ten to ma wyczucie chwili.
-Twój napój.- powiedział Krzysiek i podał mi czerwony kubek z colą.
-Dzięki.- powiedziałam.
-Jesteś zdenerwowana czy mi się wydaje?- spojrzał na mnie podejrzliwie.
-Wydaje ci się.- wymusiłam uśmiech.
Przez resztę wieczoru nie widziałam Justin. Tańczyłam z Jess i innymi. Nagle zrobiło mi się ciemno przed oczami. Poczułam okropne zawroty głowy. Nie miałam pojęcia co się dzieje. Widział przewijających się ludzi. Wszystko było jakby rozmazane. Zeszłam z parkietu i usiadła na piasku przed namiotem.
-Wszystko okej?- usłyszałam głos Jess, który był zagłuszany przez muzykę.
-Tak. Po prostu źle się poczułam.- machnęłam ręką.- Wracaj, a ja chwilę odpocznę i przyjdę.
-Jesteś pewna, że nie potrzebujesz pomocy?- dopytywała Jess.
-Tak. Jestem pewna.
-Okej.- rzuciła Jess i weszła do namiotu.
Siedziałam i oddychałam zaciągając się morską bryzą. Poczułam czyjąś rękę na moim ramieniu. Nie miałam nawet siły spojrzeć kto to. Czułam jak ktoś mnie podnosi i gdzieś mnie niesie. Byłam przerażona, ale nie miałam siły się wyrywać. Moje ciało było bezwładne. Bałam się tego co za chwilę miało nastąpić..
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam, że wczoraj nie dodałam rozdziału, ale miałam wypadek i nie mogłam.
Mam nadzieję że rozdział się podoba. Proszę o SZCZERE komentarze.
Tutaj zadajemy pytania------> http://ask.fm/account/wall
Mój TT:https://twitter.com/MartaSkiw
#MuchLove
Subskrybuj:
Posty (Atom)