*Justin*
Traciłem nadzieję, że będziemy się choćby przyjaźnić. Ona miała pełne prawo nie wybaczyć mi tego incydentu na plaży. Sam sobie nie wybaczę! Mogłem jakoś zareagować, cokolwiek. Ale nie zareagowałeś Bieber! Teraz pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że Lissa mi wybaczy.
-Ufam ci jak nikomu innemu.- wyszeptała.
Co? Wybaczyła mi? To był kolejny dowód na to, że to anioł a nie dziewczyna. Byłem prawdziwym szczęściarzem. Taka osoba staje na drodze człowieka bardzo rzadko, jeżeli w ogóle. Chodzi mi o osobę, która wnosi uśmiech na twoją twarz. O taką dla której żyjesz. To niesamowite, że mimo tych wszystkich błędów, które popełniłem spotkało to właśnie mnie. Dziewczyna leżała obok. Była bardzo blisko, gładziła dłonią mój polik. Co jakiś czas czułem jej dotyk również na moim ustach.
-Czy to znaczy, że mi wybaczyłaś?- zapytałem niepewnie.
-Ale co mam ci wybaczyć skoro ty nic nie zrobiłeś?
-Mogłem coś zrobić. Cokol...
Blondynka położyła palec na moich ustach.
-Dziękuję.- wyszeptała.
Patrzyliśmy sobie prosto w oczy. To była ta chwila. Odpowiednia na to. To było nieuniknione. Prędzej czy później i tak by się stało. Byliśmy dla siebie stworzeni. Żyliśmy dla siebie. Nasze serca biły tym samym rytmem. Uczucia między nami były zbyt silne. Dłużej nie dało się przed tym uciekać. Kochałem ją na zabój i wtedy poczułem, że ona mnie też. Moje ciała zlała fala gorąca. Lissa patrzyła mi w oczy i co chwila zerkała na moje usta. Spojrzałem na jej usta. Były pełne, w brzoskwiniowym kolorze. Nie mogłem się dłużej powstrzymywać. Wpoiłem się w nie, jakbym już kiedyś poznał ich smak i był ich cholernie spragniony. Dziewczyna odwzajemniła pocałunek. Serca zaczęły bić nam szybciej. Oddechy przyśpieszyły. Pogłębiłem pocałunek. Czułem się szczęśliwy jak nigdy. To było coś innego niż dotychczas. Do tej pory trzymałem się zasady 'zaliczyć, zapomnieć', ale nie tym razem. Nie z nią. Nie chciałem seksu. To nie było zwykłe pożądanie jakiego doświadczałem przy każdej ładnej dupie. Kochałem ją. Prawdziwie. Nie chciałem wykorzystać jej ani skrzywdzić. To co nas łączyło było niesamowite. Zaczęło brakować nam powietrza. Oderwaliśmy się od siebie. Oparliśmy o siebie nasze czoła, próbując uspokoić oddechy. Takiego uczucia jeszcze nie doświadczyłem. Ten pocałunek był inny niż wszystkie. Pełen pasji i miłości. Wiedziałem, że z tą dziewczyną chcę być. Że chcę przedstawić ją mamie, dziadkom, rodzeństwu, że chcę z nią żyć.
-Ja ciebie też.- powiedziała.
Powiedziała to! Powiedziała!
*Lissa*
Nie ekscytuj się tak! Nie udawaj, że o tym nie wiedziałeś!
*Justin*
Przepraszam czy to twoja kolej na opowiadanie?
*Lissa*
Dobra, przepraszam.
*Justin*
Dziękuję. Więc na czym skończyłem? A tak. Powiedziała to! W końcu to powiedziała. Przyjemne ciepło wypełniło każdą komórkę mojego ciała. Nigdy wcześniej nie czułem czegoś takiego. Chciałem, żeby to trwało wiecznie. Pewnie uznacie, że to zwykłe zauroczenie. Nie. To było prawdziwe uczucie.
-Nawet nie wiesz jak długo na to czekałem.- powiedziałem odgarniając kosmych włosów z jej twarzy i zakładając go za ucho.
-Czekałam na to całe życie.- uśmiechnęła się.
Pocałowałem ją w czoło. Lissa oparła głowę o mój tors i zasnęła. To był długi dzień. Dziś nie myślałem o sensie mojego życia jak zwykle przed dnem. Trzymałem sens mojego życia w ramionach. Z uśmiechem odpłynąłem w krainę snów.
[*****]
Obudziłem się około 9. Lissa jeszcze spała. Wstałem ostrożnie z kanapy tak, żeby nie obudzić mojej księżniczki. Pogłaskałem ją po twarzy. Była taka piękna. Wyglądała tak niewinnie kiedy spała. Usta miała lekko rozchylone a włosy opadały na jej śnieżnobiałą twarz. Piękny widok. Wstałem i założyłem spodnie. Podszedłem do okna. Świeciło słońce. W pobliskim parku spacerowali ludzie i na polanie bawiły się dzieci. To przypomniało mi o moim rodzeństwie. Bardzo za nimi tęskniłem. Za moją księżniczką Jazzy i batmanem Jaxo. Chciałbym ich odwiedzić. Poszedłem do kuchni. Otworzyłem lodówkę i wyjąłem z niej butelkę wody. Odkręciłem korek i upiłem niewielką ilość napoju. Wróciłem do salonu gdzie ciągle spała Lissa. Nie jestem pewien czy to co pamiętam z wczoraj było snem czy działo się na jawie. Miałem nadzieję, że to drugie. W kącie obok kominka zobaczyłem gitarę. Była w kolorze jasnego brązu z czerwonym wzorem. Błyszczała w porannym słońcu. Była piękna. Odłożyłem butelkę wody na ławę obok kanapy i podszedłem do gitary. Zdjąłem ją ostrożnie ze stojaka i poszedłem do kuchni. Miałem pomysł na piosenkę. Usiadłem przy stole w kuchni. Wziąłem kartkę, którą zostawiła mama Lissy i odwróciłem ją na drugą stronę. Wziąłem długopis i zacząłem pisać. Tekst był o tym co byłbym gotowy zrobić, aby bliska mi osoba poczuła się lepiej. Pewnie już się domyślacie o kogo chodziło. Tak, o moją dzie..... to znaczy przyjaciółkę. Zacząłem grać pierwsze akordy utworu co chwilę coś zmieniając i udoskonalając. Wczułem się tak bardzo, że po około godzinie miałem gotową piosenkę. Może nie była idealna, ale z serca. Wsunąłem kartkę z tekstem i akordami do tylnej kieszeni spodni i poszedłem do pokoju, żeby odłożyć gitarę. Kiedy wszedłem do pokoju zobaczyłem Lisse siedzącą na łóżku ze łzami w oczach. Podszedłem do niej, żeby dowiedzieć się co się stało. Usiadłem obok niej na łóżku i przytuliłem ją.
-Zagrasz mi ją?- zapytała cicho.
-Słyszałaś? Przepraszam nie chciałem cię obudzić.- powiedziałem.
-Zagrasz mi?- powtórzyła pytanie.
Po chwili namysłu wziąłem gitarę do ręki. W salonie rozbrzmiały pierwsze dźwięki gitary.
If I could take away the pain and put a smile on your face
Baby I would, baby I would
If I could make a better way, so you could see a better day
Baby I would, baby I would, I would
Baby do it to the sky and you the keys, you
Let you know that you're always welcome so that you never leave, oh
Why you owe those fancy things that you only see on TV, yeah
Run away, to a hut away, we'll be living the american dream
And I, know it's never gonna be that easy
But I know that he wanted us to try
If I could take away the pain and put a smile on your face
Baby I would, baby I would
If I could make a better way, so you could see a better day
Baby I would, baby I would
Zobaczyłem łzy spływające po jej policzkach. Na jej twarzy malowało się wzruszenie. Śpiewałem dalej.
To the love forever why, so that it never runs dry
Anytime you ask me why I'm smiling, say that i'm satisfied
He got his flaws and so do I, past seven, and macy pride
And though I wanna make it right
I just can't read your mind
And i, know it's never gonna be that easy
But I know that he wanted us to try
If I could take away the pain and put a smile on your face
Baby I would, baby I would
If I could make a better way, so you could see a better day
Baby I would, baby I would
Yeah, it's not about what I want
It's all about what you need
I know that it hurt you, but that wasn't me
And I know, and I know sometimes it's hard to see
That all we need to be
If I could take away the pain and put a smile on your face
Baby I would, baby I would
If I could make asee a better day
Baby I would, baby I would better way, so you could see a better day
Baby, I would, Baby I would
Skończyłem śpiewać i odłożyłem gitarę na fotel. Lissa rzuciła się na moją szyję. Objąłem ją.
-To było piękne.- wyszeptała.- Dziękuję.
W tej chwili nie potrzebowałem niczego więcej. Cały mój świat, całe moje życie trzymałem w ramionach. Dziewczyna oderwała się ode mnie i wytarła łzy. Siedziała na łóżku po turecku.
-Czas na śniadanie!- oznajmiłem wstając.
Dziewczyna podniosła się z łóżka. Nadal była w samej bieliźnie. Zaczerwieniła się. Zaśmiałem się cicho, bo to jak nieudolnie próbowała zasłonić swoje ciało rękoma było zabawne.
-Idź się ubrać, a ja przygotuję śniadanie, księżniczko.- zaśmiałem się.
-Mógłbyś tak do mnie nie mówić?
-Nie, bo jesteś moją księżniczką. A teraz idź się ubrać, bo jestem tylko facetem i różne rzeczy chodzą mi po głowie.- zaśmiałem się.
-Nie jesteś taki.- oburzyła się.
-Idź się ubrać, księżniczko.- powiedziałem z uśmiechem i poszedłem do kuchni.
To niesamowite jak ona mi ufała, wierzyła we mnie. Nikt oprócz mojej mamy tak we mnie nie wierzył. Mama wierzyła we mnie do pewnego czasu. Sam zawiodłem jej zaufanie. Ale to inna historia, którą opowiem wam kiedy indziej. Wyjąłem z lodówki jajka i ser żółty. Po kilku minutach poszukiwań w jedne z szafek znalazłem również patelnię. Wbiłem jajka na patelnię i dorzuciłem ser. Może nie było to najzdrowsze połączenie, ale jakie pyszne. Do kuchni weszła Lissa. Piękna jak zawsze. Miała na sobie dżinsowe spodenki i moją koszulkę. Włosy miała upięte w wysokiego koka. Była przepiękna, naturalna. Wiem, że się powtarzam i to nie pierwszy raz, ale taka była prawda. Była piękna. Usiadła na krześle i bawiła się palcami. Nałożyłem jajecznicę na talerze. Jeden z nich położyłem przed nią, a drugi obok, przy miejscu dla mnie. Wyjąłem z szuflady widelce i podałem jeden z nich dziewczynie. Zaczęliśmy jeść.
-Nie gniewasz się, że ją założyłam?- wskazała na koszulkę, która miała na sobie.
-Fajnie w niej wyglądasz. Seksownie.- uśmiechnąłem się łobuzersko.
Dziewczyna zaczerwieniła się i rzuciła we mnie ścierką.
-Zostaniesz ze mną do powrotu rodziców?- zapytała wkładając kolejną porcję jajecznicy do ust.
-Jasne.- uśmiechnąłem się na co dziewczyna odpowiedziała mi tym samym.
Zjedliśmy i zmyliśmy talerze. Lissa wycierała ostatni talerz, a ja patelnię. Dziewczyna wytarła naczynie i odłożyła je do szafki. Podeszła do mnie i odłożyła patelnię, którą wycierałem na blat.
-Justin, jeżeli chodzi o wczorajszy wieczór...
Jednak to działo się naprawdę, tylko że ona chyba tego żałuje. Jeśli zniszczyłem naszą przyjaźń nie wybaczę sobie tego. Nigdy.
-Nie rozmawiajmy o tym. To nieważne.- podniosłem patelnię z blatu i odłożyłem ją do szafki.
-Ważne. Kocham cię i chcę być z tobą.- powiedziała patrząc mi w oczy.
I w tej chwili wszystko przestało istnieć. Lissa zbliżyła się do mnie i położyła dłoń na moim poliku delikatnie muskając skórę. Czułem jej ciepło. Nasze ciała zbliżały się do siebie, aż w końcu dzieliły nas centymetry. Poczułem smak jej warg. Pieściłem je swoim językiem. Lissa gubiła się trochę co było urocze. Czekałem na tę chwilę zbyt długo. Nic nie mogło jej zniszczyć. Pałaliśmy do siebie prawdziwym uczuciem. Słyszałem bicie naszych serc. Biły tym samy rytmem. Oderwaliśmy się od siebie, tylko o to żeby złapać oddech a potem znowu złączyć nasze usta w namiętnym pocałunku.
*Lissa*
Czułam bicie jego serca. Nasze ciała przylgnęły do siebie. Nic nie było w stanie zniszczyć tej chwili. Czekaliśmy na nią zbyt długo. Wszystkie emocje jakie do tej pory w sobie trzymaliśmy wypłynęły z nas. To czyniło pocałunek pełnym pasji i pożądania. Serce o mało nie wyskoczyło mi z piersi. Oderwaliśmy się od siebie, bo zaczynało brakować nam powietrza. Oparłam moje czoło o jego i spojrzałam w jego brązowe oczy. Były hipnotyzujące. Piękne. Mogłam w nich zatonąć. Justin patrzył na mnie z uczuciem. Ten moment był niesamowity. Dwoje zakochanych w sobie ludzi przez kilkanaście sekund złączeni w jedną całość. Oparłam głowę o jego nagi tors. Z moich oczu popłynęły łzy. Sama nie wiem dlaczego. Dałam upust wszystkim emocjom jakie siedziały we mnie. Od chłopaka biło niesamowite ciepło. Nie było nam dane nacieszyć się sobą. Usłyszeliśmy dzwonek do drzwi.
-Pójdę otworzyć.- powiedziałam zawiedziona, że ktoś śmiał przerywać nam tę piękną chwilę. Ucałowałam chłopaka w policzek i poszłam otworzyć drzwi.
Doszłam do korytarza i przejrzałam się w lustrze, żeby upewnić się czy aby napewno nikogo nie wystraszę moim wyglądem. Wyglądałam całkiem okej. Przynajmniej na tyle dobrze, żeby ten nieproszony gość nie uciekł z krzykiem. Podeszłam do drzwi i nacisnęłam klamkę. Zanim zdążyłam się zorientować kto składa mi wizytę o tak wczesnej porze ktoś rzucił mi się na szyję. Zostałam obdarowana kilkunastoma buziakami. Po tym poznałam, że to ciocia Florence. Ona zawsze przesadzała z czułościami. Ale jeżeli ciocia Flo to też Alice. Alice to moja kuzynka, córka Flo. Nienawidziłam jej. Była jedną z tych zapatrzonych w siebie piękności, którym nic nie brakowało. Zawsze wszystko mi odbierała. A najgorsze było to, że udawała słodziutką, miłą dziewczynkę z dobrego domu. Była po prostu wyrachowaną suką. Wcale nie przesadzam. Kiedy miałam 10 lat Alice przyjechała do mnie na wakacje. Poznałam ją z moją ówczesną przyjaciółką Vicky. Po tygodniu Vicky się do mnie nie odzywała. Do tej pory nie wiem o co jej chodziło. Nie odzywa się do mnie do dzisiaj. Jestem pewna, że to była sprawka tej podstępnej szmaty. Postanowiłam, że będę na nią uważać i tyle. Nie będę zaczynać wojny, bo to mogłoby się źle skończyć.
-Cześć ciociu!- krzyknęłam.
-Witaj kochanie!- powiedziała z entuzjazmem kobieta.- Aleś wyrosła!
-Lissa!- do korytarza wpadła Alice i w tym samym momencie uśmiech zszedł z mojej twarzy.
-Cześć.- powiedziałam jak od niechcenia.
-Co u ciebie? Masz chłopaka? Opowiadaj!- piszczała podekscytowana.
-Nie ma o czym.
Do korytarza wszedł Justin.
-Dzień dobry.- powiedział nieco zawstydzony i podał rękę Flo.
-Witaj młodzieńcze.- przywitała się z uśmiechem.
Spojrzałam na Alice. I co zobaczyłam? Dwie iskierki w oczach co oznaczało, że Justin przypadł jej do gustu.
Jeszcze czego! Nie się do niego nie podwala, bo powyrywam jej te przestylizowane kudły!
-Cześć! Jestem Alice.- pisnęła podając rękę Justinowi.
-Justin.- powiedział i uścisnął jej dłoń.
-Więc jesteście razem?- wypaliłam Alice.
Spojrzeliśmy na siebie z Justinem. Żadne z nas nie było pewne odpowiedzi. Jesteśmy? Jesteśmy.
-Tak.- wyrwałam i podeszłam do Justina łapiąc go za rękę.
Chłopak się uśmiechnął. Widać cieszył go taki obrót sprawy.
-Wejdźcie do środka.- zachęciłam gości.
-Musimy jeszcze przynieść torby z bagażnika.- oznajmiła ciocia Flo.
-To może ja pomogę?- zaoferował Justin.
-Jaki miły.- uśmiechnęła się ciocia.
Ciocia i Justin poszli po torby do samochodu, a ja i Alice poszliśmy do salonu. Nie miałam ochoty na rozmowę z nią. Dobra, nie miałam nawet ochoty na nią patrzeć. Nie zapomniałam co mi zrobiła. Takich rzeczy się nie zapomina.
-Jak się wam układa?- zapytała szatynka.
-Bardzo dobrze.
-Dobrze całuje? Przystojny jest.- dopytywała dalej przygryzając wargę.
================================================================================================================================================
CZEŚĆ KOCHANI :)
WIEM, MIAŁAM DWA DNI POŚLIZGU, ALE WIECIE SZKOŁA, KARTKÓWKI. NIE CHCIAŁAM DODAWAĆ NIESKOŃCZONEGO ROZDZIAŁU. OD TERAZ ROZDZIAŁY BĘDĄ DŁUŻSZE, ALE BĘDĄ SIĘ POJAWIAĆ RAZ W TYGODNIU. PRAWDOPODOBNIE W KAŻDĄ NIEDZIELĘ WIECZOREM.
PROSZĘ O SZCZERE KOMENTARZE.
AAAAAAAAAA I JESZCZE JEDNO. CHCĘ PROSIĆ WAS O POMOC. TO OPOWIADANIE NADAL NIE MA TYTUŁU XD MOŻE MACIE JAKIEŚ PROPOZYCJE?
MAM ZAMIAR ZAKOŃCZYĆ NA 40 ROZDZIALE :)
#MuchLove
Jeden z najlepszych rozdziałów, bardzo długi, ciekawy i rozwinięty. :D szkoda, że tak szybko się skończy :(( mam nadzieje, że będziesz dalej pisać jakieś opowiadania . :D no to czekamy na kolejny <3 /k
OdpowiedzUsuńzajebiste aż łezka mi się zakręciła w oku <3
OdpowiedzUsuńTy jakaś pojebana jesteś ??
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńZarąbisty :D
OdpowiedzUsuńSuper ♥♥♥ ;* az nie wzruszyłam ;D masz dryg do tego xd
OdpowiedzUsuńdodaj ikone z obserwatorami wtedy zaobserwuje ci bloga ;* zaobserwujesz mojego ? ;* + czekam na cią dalszy ;*
Już obserwuję :))
UsuńKiedy będzie następny?
OdpowiedzUsuń