piątek, 30 sierpnia 2013

Rozdział 32.

                                                                                                                                                      *Lissa*

-Tu na kanapie jest dużo miejsca.- powiedziałam nieśmiało.

Justin podniósł się do pozycji siedzącej po czym podszedł do łóżka i usiadł przy nim. Patrzył przez chwilę w podłogę. W końcu przyszedł tak długo wyczekiwany przeze mnie moment. BUM! Bieber na mnie spojrzał! Nie patrzył na mnie normalnie. Patrzył ze smutkiem. Jakby czegoś żałował. Nie potrafiłam rozgryźć o co mu chodzi. Chciałabym umieć czytać w myślach. Wszystko byłoby prostsze. Ale moje ukryte pragnienia zostawmy na potem.

-Słuchaj...- zaczął.- Nie chcę żebyś pomyślała, że..- zastanowił się jakby szukał odpowiednich słów.- Nie chcę, żebyś pomyślała, że wykorzystuje tą sytuacje po to, żeby się do ciebie zbliżyć.

Miałam ochotę do niego krzyczeć. Bieber idioto! Ja chcę z tobą być najmocniej na świecie!

-Justin?
-Tak?- zapytał.
-Czy ty..  coś do mnie yyy... czujesz?- to miało zabrzmieć intrygująco, ale tak bałam się jego odpowiedzi, że chyba nie do końca mi wyszło.

Wytrzeszczył oczy. Chyba był zaskoczony, że mam odwagę pytać o takie rzeczy. Jeszcze niedawno byłam cichą myszką, która próbowała się zabić. No i chłopak mnie zranił i to całkiem niedawno. Dokładnie kilka godzin wcześniej. Ale co ja mogłam poradzić na to, że tak ciągnęło mnie do mojego  przyjaciela? To nie moja wina, że się w nim zakochałam.

-Tak.- powiedział krótko.

Bieber postanowił się ze mną zabawić. Serio? Teraz zachciało mu się ze mną drażnić?

-Mogę wiedzieć co?- ciągnęłam.
-Możesz.- grał dalej jakby chciał odwlec moment powiedzenia mi o swoich uczuciach.

To dobrze czy źle? Boi się mojej reakcji na wiadomość, że mnie kocha czy chce odwlec chwilę w której sprawi mi niewyobrażalny ból? Tego nie wiedziałam. Jednak postanowiłam się nie wycofywać.

-Więc..?- naciskałam.

Chłopak siedział przy kanapie z kamiennym wyrazem twarzy a ja oparta na łokciu wyczekiwał odpowiedzi na pytanie, które tak mnie nurtowało. Mój przyjaciel nie ruszał się. Trudno było usłyszeć jego oddech. Postanowiłam dać za wygraną. Przecież nie wyduszę tego z niego siłą. Może nie chciał mi powiedzieć, żeby mnie nie ranić? Może on wcale mnie nie kocha? jak zwykle. Sierota Lissa zakochała się w kimś w kim nie powinna.

-Położysz się obok mnie?- zapytałam nieśmiało.- Potrzebuję cię.- wyszeptała prawie niesłyszalnie.

Brunet wstał i położył się obok mnie. W końcu poczułam jego ciało obok mojego.

-Jestem tu.- wyszeptał i pocałował mnie w płatek ucha.
-Powiesz mi?- wypaliłam nawet sama nie wiem kiedy.

Nie przemyślałam tego. Jeżeli on powie, że chce tylko przyjaźni zrobi się między nami niezręcznie. Nie chciałam psuć naszej relacji. To co nas łączyło było zbyt piękne, żeby to zaprzepaścić. Nie przeżyłabym  bez niego.

-O tym co do ciebie czuje?

Serio nie wiedział czy postanowił grać na czas?!

-Mhm.- potwierdziłam próbując ukryć irytacje.
-Kocham cię. Kocham cię jak kogoś więcej niż przyjaciela. Jesteś dla mnie najważniejsza na świecie. Chcę być przy tobie i cię chronić. Chcę sprawiać byś uśmiechała się każdego dnia. Codziennie budzę się ze świadomością, że mam dla kogo żyć. Uświadomiłaś mi, że miłość jednak istnieje. A Emily? Emily nie była dla mnie nikim ważnym.  Chciałem o tobie zapomnieć, odkochać się, ale jak można zapomnieć o osobie, która jest częścią ciebie? A ten pocałunek na plaży.. ona to uknuła! Zobaczyła, że się nam przyglądasz, więc pocałowała mnie. Zanim się zorientowałem było już za późno. Wiem, że możesz mi nie wierzyć. Z resztą.. kto by uwierzył.

Nie wierzę. On właśnie wyznał mi miłość. Serce zaczęło bić szybciej, a w oczach zbierały się łzy. To była najpiękniejsza chwili w moim życiu! Spodziewałam się, że powie coś w stylu 'kocham cię jak młodszą siostrę', a tu takie wyznanie!

-Tak myślałem.- mruknął chłopak  i przewrócił się na plecy tym samum zabierając rękę z mojego biodra.

Zmartwił się. Pewnie czekał na moją reakcje. Przeanalizowałam jeszcze raz wszystko co mi powiedział po czym odwróciłam się w jego stronę.

-Wierzę ci.- wyszeptałam.

Chłopak przewrócił się na bok tak, żeby spojrzeć mi w oczy. Położyłam dłoń na jego poliku i delikatnie go gładziłam co chwila wjeżdżając kciukiem na usta chłopaka.

-Ufam ci jak nikomu innemu.- wyszeptałam.

Teraz miała ochotę krzyczeć. Bieber! Pocałuj mnie !

------------------------------------------------------------------------------------------------------------

PROSZĘ O KOMENTARZE.


Do czytelników, którzy byli informowani na stronce. Planuję odejść. Mogę informować was na fb z mojego prywatnego konta. Wystarczy napisać w komentarzu.

#MuchLove

wtorek, 27 sierpnia 2013

Rozdział 31.

*Justin*

Usłyszałem huk. Niechętnie otworzyłem oczy.

-Co do...- nie zdążyłem dokończyć. Zobaczyłem Lisse z poduszką i kocem w ręku.- Lissa? Co się stało?- zerwałem się z kanapy jak poparzony.

Bałem się, że coś się stało. Coś złego. Dziewczyna była w samej bieliźnie. Jej ciało było piękne. Takie delikatne. Włosy upięte miała w wysoki kok, a pojedyncze pasma opadały na jej twarz. Nie mogłem oderwać wzroku od mojej przyjaciółki. Właśnie Bieber! Przyjaciółki! Nie wyobrażaj sobie zbyt wiele! Ogarnij się chłopie! Zaprzepaścisz to! Coraz częściej mówiłem do siebie w myślach. Stop! Tak robią tylko bohaterowie fanfiction. Wracamy do Lissy. Zauważyłem, że ona też mierzy mnie wzrokiem, ale po chwili speszyła się i rozłożyła na dywanie obok kanapy poduszkę oraz koc.

-Co ty wyprawiasz?- zapytałem.
-Przepraszam, nie chciałam cię obudzić. Miałam zły sen. Co ja mówię?- zastanowiła się.- To był koszmar!- zamknęła na chwilę oczy, a kiedy je otworzyła wyciekły z nich łzy.

Podszedłem do niej i ją przytuliłem. Wiedziałem, że ona potrzebuje kogoś komu będzie mogła powiedzieć o swoich problemach, troskach. Chciałem być jej prawdziwym przyjacielem, a nawet kimś więcej, ale wydawało mi się, a właściwie byłem pewny, że ona nie jest gotowa. Nie chciałem poruszać tego tematu. Boję się tylko, że ona myśli, że już jej nie kocham. Ta cała historia z Emily... To była tylko próba zapomnienia. A może nie? Może potrzebowałem bliskości drugiej osoby? Sam nie wiem. Jedno jest pewne, kochałem, kocham i będę kochać tylko Lisse.

-Już dobrze, spokojnie.- szeptałem.

Czułem jak jej ciało się rozluźnia, a ona uspokaja.

-Chcesz mi o tym opowiedzieć?- zapytałem niepewny jej reakcji.
-Chce ci się tego słuchać?
-Żartujesz sobie?
-Chcesz wysłuchiwać treści moich koszmarów?

piątek, 23 sierpnia 2013

Rozdział 30.

*Lissa*

Obudziłam się zlana zimnym potem. To było straszne. Chyba do końca życie nie zmrużę oka. Nie chciałam być sama. Zbiegłam na dół z poduszką i kołdrą w ręku. Chciałam położyć się na dywanie w salonie tak, żeby być bliżej Justina, ale go nie obudzić. Mój plan niestety nie wypalił. Niezdarna strona mnie musiała dać o sobie znać akurat teraz. Kiedy przechodziłam obok ławy zepchnęłam z niej książkę, która z hukiem uderzyła o podłogę.
-Co do...- wybełkotał zaspany chłopak.- Lissa? Co się stało?- zerwał się na równe nogi.
Zmierzyłam go wzrokiem. Był w samych bokserkach. Był cholernie seksowny. Jego tors był umięśniony. Wcześniej to wiedziałam, ale nie zrobiło to na mnie takiego wrażenia jak teraz. Jego ciało zdobił tatuaż. Mały ptak w locie. Jego włosy były w nieładzie. Każdy sterczał z innej strony.  Na jego tors opadał stalowy nieśmiertelnik. Jego piwne oczy były zaspane. To nienormalne, że myślę w ten sposób o chłopaku po tym wszystkim co się stało? Cóż, nigdy nie twierdziłam, że jestem normalna. Justin był jedyną osobą, której ufałam. Czułam, że mogę się przed nim otworzyć, że mogę być przy nim sobą, być z nim szczera. Panowała między nami intymność, ale tylko i wyłącznie w aspekcie psychicznym. Nie byłam przyzwyczajona do widoku mojego przyjaciela w samej bieliźnie. Zauważyłam, że Justin również wodzi wzrokiem po moim ciele. I w tym momencie uświadomiłam sobie, że stoję i gapię się na niego w samej bieliźnie. Oderwała wzrok od Justin i położyłam koc oraz poduszkę na dywanie obok kanapy.

-Co ty robisz?- zapytał Justin przyglądając się moim poczynaniom.
-Przepraszam, że cię obudziłam. Miałam zły sen. Co ja mówię?- zastanowiłam się. - To był koszmar!

W moich oczach stanęły łzy. Na samo wspomnienie o tych wydarzeniach mój żołądek dziwnie się wykręcał, a z moich  oczu robiły się dwa szkiełka. Justin zauważył, że coś jest nie tak. On zawsze to zauważał. Był jak mój Anioł Stróż. Podszedł do mnie i mnie przytulił.

-Już dobrze.- szeptał gładząc mnie po plecach.

Jego aksamitny głos był dla mnie jak środek uspakajający. Zawsze skuteczny. To niesamowite co on potrafił ze mną zrobić. Potrafił sprawić, że wszystko co złe wyparowywało. Wystarczyło, że był. Tego teraz potrzebowałam. Wsparcia prawdziwego przyjaciela. Uspokoiłam się i lekko odsunęłam od bruneta.

-Chcesz mi o tym opowiedzieć? - zapytał nieśmiało patrząc mi prosto w oczy.

-Chce ci się tego słuchać?- zapytałam smutno.

-Żartujesz sobie ze mnie?- powiedział zdezorientowany.

-Chcesz wysłuchiwać moich koszmarów?

Chłopak ciężko westchnął.

-Lissa, posłuchaj. Jeżeli przez opowiedzenie mi o tym co cię dręczy chociaż trochę ci ulży jestem gotów słuchać całą noc. Jeśli mógłbym zabrać ból i wnieść uśmiech na twoją twarz, zrobiłbym to. - zadeklarował twardo. 

-Śniło mi się, że on wrócił.- moje oczy się zaszkliły.- Justin ja nie chcę, żeby on wracał, rozumiesz?

Justin spojrzał na mnie czule spod swoim długich rzęs i przytulił mnie. 

-Nie wróci, obiecuję.- gładził moje plecy.- Nigdy więcej cię nie skrzywdzi. Nie pozwolę na to. Rozumiesz?

-Tak. -wymamrotała ocierając łzy. 

-Czas spać.- oświadczył Justin i położył się na wcześniej przygotowanym przeze mnie posłaniu na dywanie obok kanapy. 

-Co ty wyprawiasz? To moje miejsce!

-Chyba nie sądziłaś, że pozwolę ci spać na podłodze.- uśmiechnął się.- No już! Wskakuj do łóżka!

-Dobrze, dobrze.- uśmiechnęłam się delikatnie. 

Wsunęłam się pod koc. Nie mogłam usnąć. Przewracałam się z boku na bok. 

-Justin...- wyszeptała nie będąc pewna czy chłopak śpi. 

-Mhm?- wymamrotał.

-Tu, na kanapie jest sporo miejsca.- powiedziałam nieśmiało.


__________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________


Proszę o komentarze. To dla mnie bardzo ważne.

środa, 21 sierpnia 2013

Rozdział 29.

*Lissa*

Nie zaczęłam płakać dlatego, że całe moje ciało było obolałe. To było nic w porównaniu z tym, że Krzysiek mógł mnie zgwałcić, a ja tego nawet nie pamiętam. Justin podszedł do mnie i przytulił. W jego ramionach było tak bezpiecznie.
-Już dobrze.- wyszeptał.- Jestem tu.
-Wiem to.- powiedziałam próbując się uspokoić.
Chciałam pójść po moje spodenki, ale to sprawiało ogromny ból. Justin wziął mnie na ręce i posadził na łóżku. Podniósł moje spodenki i założył mi je. Zasunął mi swoją kurtkę po czym podniósł. Zabolały mnie plecy. Jęknęłam z bólu.
-Przepraszam.- powiedział Justin.
Wtuliłam się w jego tors.  Byłam słaba. Chciałam iść spać. Ledwo kontaktowałam. Wyszliśmy z tego przeklętego domku. Usłyszałam, że Justin z kimś rozmawia, jednak ciężko było mi się skupić na ich słowach. Chciałam tylko wrócić do domu.
-Justin, chcę jechać do domu.- wyszeptałam.
Po chwili ruszyliśmy w stronę samochodu. Justin wsunął mnie na siedzenie pasażera. To zabolało. Całe moje ciało było obolałe. Każdy mięsień strasznie bolał. Justin wsunął się do samochodu na miejsce kierowcy i ruszył. Próbowałam usnąć, ale bezskutecznie. Kiedy tylko zamykałam oczy miałam w głowie obrazy z tej nocy. To jak on mnie dotykał, jak do mnie mówił. Justin chyba myślał, że śpię. Nie odzywał się. Po kilku nieudanych próbach zaśnięcia uświadomiłam sobie, że nawet mu nie podziękowałam.
-Dziękuję.- powiedziałam cicho.
Justin złapał mnie za rękę. To było lepsze o jakichkolwiek słów. Wiedziałam, że chce mi pomóc. Po jakiś 30 minutach dojechaliśmy do mojego domu. Chciałam, żeby Justin został ze mną. Rodzicom nie mogłam powiedzieć co się stało. Nie zrozumieliby. Uznaliby, że sprowokowałam Krzyśka. Zawsze tak było. Wszystko co mi się przydarzało było moją winą. Kochałam ich, ale nigdy nie mogłam z nimi szczerze porozmawiać. Zrozumiałe jest to, że nigdy nie rozmawiałam o swoich problemach z tatą, ale z mamą? Ona nigdy nie rozmawiała ze mną szczerze. Była ostra i wymagająca. Często się razem śmiałyśmy. To była zwykłą maskarada. Tak naprawdę nigdy nie czułam się dobrze w jej towarzystwie. Chciałam z nią rozmawiać, ale bałam się, że ona wyśmieje moje problemy. Nigdy nie dała mi do zrozumienia, że mogę jej się zwierzyć. Uważałam, że ona żałuje moich  narodzin. Beze mnie byłoby jej o wiele wygodniej. Tak, taka jest prawda. Ona wcale mnie nie chce. Stop. To nie czas, żeby o tym myśleć. No więc chciałam, żeby Justin ze mną został, ale bałam się go o to poprosić. Nie chciałam być sama tej nocy. Nie poradziłabym sobie sama. W końcu zebrała się na odwagę.
-Justin..- powiedziałam cicho wahając się.
-Tak?- zapytał.
-Mógłbyś...- wahałam się.- Możesz ze mną zostać?- powiedziałam szybko, żeby mieć to za sobą.
-Nie wiem czy to dobry...- powiedział zmieszany.
-Proszę, nie chcę być teraz sama.
-Dobrze.- uśmiechnął się lekko.
Justin wziął mnie na ręce i ruszył w stronę drzwi wejściowej do mojego domu. Przekręcił delikatnie klamkę, żeby nie obudzić moich rodziców. Kiedy przechodziliśmy przez kuchnię zauważyłam na stole kartkę. Justin chyba też ją spostrzegł, bo podszedł do stołu. Opuścił mnie tak, żebym mogła wziąć kartkę ze stołu. Trzymałam ją tak, ze oboje mogliśmy przeczytać wiadomość.

'Jesteśmy u babci. Wrócimy w poniedziałek. Jesteś już dorosła, więc możesz zostać sama. Nie rozwal domu. Mama'

 Mogłam spokojnie dojść do siebie po tym wszystkim. Wiedziałam, że to nie będzie łatwe, ale miałam nadzieję, że z pomocą Justina jakoś się uda. Justin zaniósł mnie do mojego pokoju i położył na łóżko. Byłam bardzo słaba, niemal spałam. Justin mnie rozebrał i przykrył kołdrą po czym udał się w stronę drzwi. 

-Gdzie idziesz?- powiedziałam ze strachem.
-Będę spał w salonie. Nie martw się. Nie dam cię więcej skrzywdzić.- powiedział i podszedł do mnie.- Obiecuję.- wyszeptał i pocałował mnie w czoło.
-Dziękuję.- wyszeptałam powoli usypiając.
-Nie ma za co.- powiedział i wyszedł z pokoju. 
Bałam się. Kiedy tylko wyszedł moje poczucie bezpieczeństwa wyparowało. Zapaliłam lampkę nocną i próbowałam usnąć.

                                                                            *

-Myślałaś, że z tobą skończyłem?- uśmiechnął się cwanie.
-Czego chcesz?!- krzyknęłam.
-Dobrze wiesz czego.- przechylił głowę w bok.
-Zostaw mnie, proszę.- rozpłakałam się.
-Dlaczego miałbym to zrobić? Jesteś cholernie seksowna.- oblizał usta.- Nie dziwię się Bieberowi, że tak za tobą lata. Ale nie martw się on już nam nie przeszkodzi. Zadbałem o to.
Poczułam okropne ukłucie w sercu.
-Co mu zrobiłeś?!- krzyknęłam.
-Nie ważne. Ważne, że nam nie przeszkodzi. Nigdy więcej.
Zaczął iść w moją stronę,a ja tam stałam i nie mogłam się ruszyć. Strach musiał sparaliżować moje ciało. On był coraz bliżej.



_-----------------------------------------------------------------------------------------------------------

Przykro mi, bo dodajecie komentarze tylko kiedy nie długo nie dodaje rozdziału. Pozdrawiam.

Ten rozdział  dedykuję Kejt. Kocham cię ♥

wtorek, 13 sierpnia 2013

Rozdział 28.

*Justin*
Przeszła parę kroków i zatrzymała się. Nie wiedziałem co się stało. Po chwili wybuchnęła płaczem. Podszedłem do niej i przytuliłem. Chciałbym móc przytulać ją do końca życia. Chciałem, żeby była bezpieczna. Ze mną lub bez. Po prostu bezpieczna. Lissa wtuliła twarz w mój tors cały czas łkając. Widok jej łez sprawiał, że i mi oczy się zaszkliły. Pewnie już wiecie, że nie znoszę kiedy płacze. Dlaczego? Świadomość, że jest smutna dobijała mnie. Często to była moja wina. Nienawidziłem się za to. Ona była dla mnie najważniejsza. Była całym moim światem.
-Już dobrze.- wyszeptałem.- Jestem tu.
-Wiem to.- powiedziała przez łzy.
Staliśmy wtuleni w siebie, aż Lissa się uspokoiła. Chciała ruszyć w stronę łóżka. Zauważyłem, że chodzenie sprawia jej ból. Bez chwili namysłu wziąłem ją na ręce i posadziłem na łóżku. Podniosłem z podłogi jej spodenki. Przystawiłem je do jej stóp tak, żeby mogła je założyć. Zapiąłem na niej moją kurtkę. Podniosłem ją z zamiarem wyniesienia z tego domku i zabrania do domu. Jęknęła z bólu.
-Przepraszam.- powiedziałem skruszony.
Nic nie odpowiedziała. Wtuliła się w moje ramię. Złapałem ją jak najdelikatniej umiałem i wyszedłem z domku.
-Gdzie się pan wybiera?- zapytał mężczyzna stojący przy radiowozie.
-Zabieram ją do domu.- odpowiedziałem oschle nie zatrzymując się.
-Przykro mi, ale to niemożliwe.- powiedział stanowczo.
-Justin, chcę jechać do domu.- wymajaczyła Lissa.
-Kim pan dla niej jest?- dopytywał podejrzliwie mężczyzna.
-Bratem.- skłamałem.
-Dobrze. Proszę  jechać ostrożnie.
Skinąłem i poszedłem w stronę mojego samochodu. Podszedłem do drzwi od strony pasażera. Otworzyłem drzwi i wsunąłem Lisse na siedzenie. Spała. Tylko wtedy widziałem u niej spokój. Zamknąłem drzwi. Lissa się wzdrygnęła. Szybko pobiegłem do drzwi od strony kierowcy i wsiadłem do samochodu. Lissa dalej spała. Pogładziłem ją po głowie po czym wsunąłem kluczyki do stacyjki i ruszyłem. W czasie jazdy co chwila zerkałem na Lisse. W pewnym momencie się obudziła.
-Dziękuję.- wyszeptała na tyle głośno, że mogłem ją usłyszeć.
Złapałem ją za rękę. Chciałem, żeby czuła moją obecność, żeby czuła, że może na mnie liczyć. Chyba tylko tyle mogłem wtedy dla niej zrobić. Jechaliśmy w ciszy cały czas trzymając się za ręce. Dojechaliśmy pod jej dom po jakiś 30 minutach. Wyszedłem z samochodu, żeby otworzyć drzwi Lissie i zaprowadzić ją do wejścia.
-Justin...- powiedziała cicho.
-Tak?
-Mógłbyś...- wahała się.- Możesz ze mną zostać?
-Nie wiem czy to dobry...
-Proszę, nie chcę być teraz sama.
-Dobrze.
Weszliśmy cicho do domu. Nie chcieliśmy obudzić rodziców Lissy. Przechodziliśmy przez kuchnię i zobaczyliśmy na stole kartkę.


'Jesteśmy u babci. Wrócimy w poniedziałek. Jesteś już dorosła, więc możesz zostać sama. Nie rozwal domu. Mama'

Byliśmy sami w domu. Szczęście w nieszczęściu. Będę mógł zająć się Lissą jak należy. Wziąłem ją na ręce i zaniosłem do jej pokoju. Była strasznie słaba i niemal spała. Położyłem ją na łóżku. Zdjąłem kurtkę i buty po czym przykryłem. Chciałem wyjść. Miałem zamiar spać w salonie. Nie chciałem, żeby pomyślała, że wykorzystuje tą sytuacje, żeby się do niej zbliżyć. Tak wcale nie było. Chciałem tylko być przy niej, bo wiedziałem, że tego potrzebowała. Kiedy wychodziłem z pokoju usłyszałem za sobą cichy głos.
-Gdzie idziesz?- zapytała z niepokojem Lissa.
-Będę spał w salonie. Nie bój się. Nie dam cię więcej skrzywdzić.- podszedłem do niej i pocałowałem w czoło.- Obiecuję.- wyszeptałem.
-Dziękuję.- powiedziała cicho.
-Nie masz za co.- powiedziałem i wyszedłem z pokoju. Zamknąłem drzwi wejściowe do domu po czym udałem się do salonu. Rozebrałem się do bokserek, wziąłem z fotela koc i położyłem się na kanapie. Była duża. Dosyć wygodna. Jak zawsze przed snem zacząłem myśleć. Jak ja mogłem do tego dopuścić? Bieber, idioto! Ta dziewczyna zamieszała mi w głowie. Nie zamierzam się tego wypierać. Taka jest prawda. Kocham ją najmocniej na świecie. Jakiś głos we mnie mówił, że muszę chronić ją za wszelką cenę. Ale chyba nie tylko dlatego, że ją kocham... Nieważne. To przeszłość. Skoro mowa o przeszłości.. Powinienem powiedzieć Lissie, że kiedyś się przyjaźniliśmy. Wiedziałem, że skąś ją znam, ale za Chiny nie wiedziałem skąd. Dopiero rodzice Lissy mi to powiedzieli. Czułem, że coś mnie z nią łączy. Jakaś niezwykła więź. Dobra Bieber. Koniec na dzisiaj. Odwróciłem się na bok i zasnąłem. Nad ranem obudził mnie jakiś łomot.

__________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________

Cały rozdział z perspektywy Justina. Słodki jest *o* Mam nadzieję, że się podoba :) Rozdziały będą się pojawiały co dwa dni. Pisanie naprawdę nie jest proste. Pewnie teraz polecą teksty, że skoro to takie trudne to po co wgl się za to brałam. Mam swoich czytelników (chyba) i ich kocham, a poza tym lubię to robić i chyba mi to jakoś tam wychodzi. Mam nadzieję, że ze mną zostaniecie :)

PROSZĘ O SZCZERE KOMENTARZE.


#MuchLove

niedziela, 11 sierpnia 2013

Rozdział 27.

*Lissa*
Stałam wtulona w umięśniony tors Justina. Chciałam, żeby w tej chwili, właśnie w tym momencie, czas się zatrzymał.  Chciałam trwać wiecznie w  silnych ramionach chłopaka, którego kochałam. Tak, kochałam.  Bezwarunkowo i bezapelacyjnie.  Przy nim czułam się naprawdę bezpieczna. Tę piękną chwilę przerwało nam skrzypienie drzwi. Zobaczyłam jak przez uchylone, szklane drzwi do pokoju w którym się znajdowaliśmy wchodzi dwóch policjantów.  Podniosłam głowę z torsu Justina co natychmiast zwróciło jego uwagę. Brunet również podniósł wzrok na gliniarzy. Jeden z nich był szczupły i wysoki. Patrzył na nas z pogardą. A tak… Stałam tam w samej bieliźnie i kurtce Justina. Nawet nie zauważyłam kiedy mi ją założył. Z głowy Justina lała się krew, a jakby tego było mało na podłodze leżał nieprzytomny Krzysiek. Drugi policjant- dobrze zbudowany szatyn w średnim wieku, nachylał się nad moim oprawcą.  Oderwaliśmy się  od siebie z Justinem.
-Co tu się stało?- zapytał mężczyzna, który wcześniej się nam przyglądał.
Nie byłam w stanie wydusić słowa, a co dopiero sensownego zdania. W  momencie, kiedy nie byłam już w silny i bezpiecznych ramionach Justina wydarzenia tej nocy we mnie uderzyły. W oczach stanęły mi łzy. Czułam się brudna. To, że dotykał mnie i całował po całym ciele wystarczyło, żebym czuła się jak najbrudniejsza szmata na tej półkuli. Ba! Na całym świecie! A jeżeli on zrobił to, co miał w zamiarze, a ja tego po prostu nie pamiętam? Na samą myśl o tym po moim ciele przeszły ciarki, a z oczu coraz szybciej sączyły się łzy. Ughh. Nie chcę o tym myśleć. Gdyby Justin nie zdążył… Zanim się zorientowałam łzy leciały mi już ciurkiem. Justin spojrzał na mnie z troską i objął ramieniem.
-Trzeba wezwać pogotowie!- powiedział mężczyzna, który wcześniej nachylał się nad Krzyśkiem, po czym wyszedł.
-Co tu się stało?- powtórzył swoje pytanie policjant, który został z nami.
-Ten chłopak- Justin wskazał na Krzyśka.- Chciał skrzywdzić Lisse.- wskazał na mnie, kładąc nacisk na ‘skrzywdzić’.
-Dlaczego pan krwawi? Zaraz pana opatrzą.- zapytał policjant dostrzegając ranę Justina.
-Nie trzeba, poradzę sobie. Chciałem go powstrzymać i chyba uderzył mnie czymś w głowę. Straciłem przytomność.
-Trzeba to opatrzyć. Zapraszam do karetki. Tam się panem zajmą. 
Policjant notował skrupulatnie, a Justin kontynuował opowieść. Kiedy chłopak wszystko opowiedział policjant podziękował mu i zaprowadził do karetki. Zostałam sama w tym przeklętym pokoju. Natłok myśli w mojej głowie doprowadzał mnie do szału. Nic nie pamiętałam. Kompletnie nic. W mojej głowie była luka. Pamiętałam tylko, że próbowałam się wyrywać, a potem usłyszałam dźwięk tłuczonego- jak się potem okazało, na głowie Justina szkła. Co by było gdyby on nie zdążył? Co by ze mną teraz było?  Z moich oczu po raz setny tej nocy pociekły łzy. Justin przytulił mnie do siebie mocno. Justin wchodził do pokoju, ale kiedy zobaczył, że płaczę podbiegł do mnie i mocno mnie przytulił. 
-Już dobrze.- wyszeptał gładząc mnie po głowie.- Ubierz się i odwiozę cię do domu. Nie powinnaś tu być ani chwili dłużej.- powiedział i pocałował mnie w czoło.

Odsunęłam się od niego i podążyłam w stronę łóżka obok którego leżały moje spodenki.  Dopiero teraz poczułam okropny ból, jaki sprawiało mi chodzenie.  Czy to znaczy, że on..  Że on to jednak…  Boże… Zatrzymałam się i przyłożyłam dłoń do ust. Po raz sto pierwszy tej nocy z moich oczu pociekły łzy. 


*Justin* 

Staliśmy w bezruchu wtuleni w siebie. Coś zwróciło uwagę Lissy. Spojrzałem w stronę, w którą patrzyła i dostrzegłem dwóch policjantów. Jeden z nich podszedł do leżącego na podłodze Krzyśka. Drugi został z nami. Patrzył na nas z pogardą, dając do zrozumienia, że mamy się od siebie odsunąć. Oderwaliśmy się od siebie niechętnie. 
-Co tu się stało?- zapytał mężczyzna. 
Widziałem, że Lissa otwiera usta, żeby coś powiedzieć, ale po chwili je zamknęła. Widziałem jak na jej twarzy pojawia się strach i ból. Nie mogłem znieść tego widoku. Wiedziałem, że nie jest do końca świadoma tego, co wydarzyło się tej nocy. Chciałem jak najszybciej ją stamtąd zabrać. Dobijała mnie świadomość, że to ją będzie męczyło. Wiedziałem, że tak będzie. Wiedziałem, że to nie da jej spokoju. Że nie będzie jej łatwo zapomnieć. Gdybym tylko mógł cofnąć czas, nie zostawiłbym jej samej. Byłabym z nią i ten gnój nawet by jej nie tknął. Ale stało się inaczej. Byłem głupi. Powinienem tu wtedy zostać i błagać ją o wybaczenie. Zachowałem się jak ostatni idiota. Skończony debil. Wiedziałem, że im wcześniej ją stąd zabiorę tym lepiej.  Postanowiłem więc opowiedzieć całą historię policjantowi i mieć to już z głowy.  Objąłem Lisse ramieniem i zacząłem mówić.
-Ten chłopak- wskazałem na Krzyśka.- chciał skrzywdzić Lissę.- wskazałem na bezbronną dziewczynę,którą obejmowałem ramieniem.
-Dlaczego pan krwawi? Trzeba opatrzyć tę ranę.- zapytał dostrzegając moją rozwaloną głowę.
-Nie trzeba, poradzę sobie. Chciałem go powstrzymać i chyba uderzył mnie czymś w głowę. Straciłem przytomność.
-Trzeba to opatrzyć. Zapraszam do karetki. Tam się panem zajmą. 
Opowiedziałem co działo się dalej. Policjant zaprowadził mnie do karetki. Nie chciałem zostawić Lissy samej, ale wiedziałem, że policjant nie da za wygraną. Taką ma prace. Kiedy wychodziłem z domku i podążałem w stronę karetki zobaczyłem leżącego na noszach Krzyśka. Odzyskał przytomność. Przechodziłem obok niego próbując nie rzucić się na niego z pięściami. Gdybym mógł pewnie bym go zabił.
-E ty!- usłyszałem za sobą.
Odwróciłem się. To Krzysiek mnie wołał. Chciałem go zignorować.
-Szkoda, że się spóźniłeś. Nie martw się ta dziwka doceni dobre chęci i się z tobą prześpi.- cicho się zaśmiał.
Nie wytrzymałem. Podszedłem do noszy i nachyliłem się nad nim. Złapałem za jego koszulę i uniosłem go lekko za nią. Złość się ze mnie wylewała. Miałem ogromną ochotę mu przywalić, ale wiedziałem, że miałbym wtedy kłopoty. Tak naprawdę nie obchodziło mnie to, że mogę mieć kłopoty. Gdybym go uderzył, zabrali by mnie na posterunek, a Lissa zostałaby sama. To nie wchodziło w grę.
-Nie mów tak o niej!- powiedziałem cicho, ale stanowczo.- Jesteś zwykłym skurwysynem. Żaden mężczyzna nie zrobiłby czegoś takiego kobiecie. Jesteś zwykłym gnojkiem. 
Rzuciłem go na nosze. Jęknął z bólu. Poszedłem do karetki, gdzie zrobili mi opatrunek. Przykleili z tyłu głowy wielki kawałek gazy. Nie wiedziałem jak niby ma mi to pomóc, ale nie chciałem się sprzeczać. Miałe zamiar jak najszybciej wrócić do Lissy. 
-Gotowe.- powiedział lekarz. 
-Dziękuję.- odrzekłem.- Nie wie pan co będzie z tym tu?- wskazałem na Krzyśka.
-Jedzie do szpitala. Ma wstrząśnienie mózgu.
-A potem? Zamkną go?
-Nie wiem. Pewnie będzie miał sprawę w sądzie. 
-Dziękuję.- powiedziałem i odszedłem.
Kierowałem się w stronę domku. Miałem nadzieję, że ukarzą tego gnojka. Zaraz.. Skoro sprawa w sądzie to i świadkowie. Lissa będzie musiała zeznawać. Postanowiłem nie mówić jej o tym. Przynajmniej nie teraz. Wchodziłem do domku i zobaczyłem stojącą na środku pokoju Lisse. Nadal była tylko w bieliźnie i mojej kurtce. Płakała. Tak bardzo nie znosiłem kiedy płakała. Nienawidziłem widoku jej płaczącej. Podbiegłem do niej natychmiast i przytuliłem ją. 
-Już dobrze.- wyszeptałem gładząc ją po głowie.- Ubierz się i odwiozę cię do domu. Nie powinnaś tu być ani chwili dłużej.- powiedziałem i pocałowałem ją w czoło. Odsunęła się ode mnie i podążyła w stronę łóżka. Nagle się zatrzymała. Widać było, że coś ją boli. Podniosła dłoń i zakryła nią usta. Przygarbiła się i po raz kolejny tego wieczory wybuchnęła płaczem.


------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Witam ponownie :)) Długo nie dodawałam rozdziału, bo miała awarię internetu. Już niedługo wydarzy się coś ciekawego :)) 

PROSZĘ O SZCZERE KOMENTARZE.


#MuchLove

wtorek, 6 sierpnia 2013

Rozdział 26.

*Justin*
Wyważyłem drzwi od domku. Wszedłem do środka. To co zobaczyłem wbiło mnie w ziemię. Stałem przez moment w osłupieniu. Otóż zobaczyłem Emily w jednoznacznej sytuacji z jakimś kolesiem. Nie znałem go. Nigdy wcześniej nie widziałem go w szkole. Był prawie łysy i dobrze zbudowany. Na pewno był od nas starszy. Leżał na Emily. Kiedy mnie spostrzegli przerwali całowanie się i spojrzeli w moją stronę. Na twarzy Emily malował się strach, a na twarzy tego faceta satysfakcja. Kiedy się otrząsłem przypomniałem sobie, że muszę znaleźć Lisse. Bez słowa wyszedłem z domku i poszedłem szukać dalej. Krążyłem między domkami tracąc już nadzieję na to, że ją znajdę. Znowu zawaliłem. Bieber idioto! Gdybym klika godzin temu jej nie zostawił, nie musiałbym jej teraz szukać. To było straszne. Niepewność. Doskonale znałem to uczucie. Towarzyszyło mi ono w szpitalu, kiedy Lissa miała wypadek. Mimo, że często czułem niepewność nie przyzwyczajałem się do niej ani trochę. Chyba nie można się do niej przyzwyczaić. Nie jeżeli w grę wchodzi bezpieczeństwo osoby, którą się kocha. W tej chwili ta cholerna niepewność po prostu mnie niszczyła. Nie wiedziałem czy Lissa jest bezpieczna. Biegałem między domkami wypatrując zapalonego światła, uchylonych drzwi, ludzi czegokolwiek co mogłoby mi pomóc. Doszedłem do przedostatniego domku. Był biały ze szklanymi drzwiami. Drzwi były uchylone. Miałem przeczucie. Postanowiłem tam wejść. Podszedłem do uchylonych, szklanych drzwi i po cichu wszedłem do środka. Zapaliłem światło. To co zobaczyłem sprawiło, że moje kolana stały się jak z waty. Zobaczyłem nieprzytomną Lissę, a na niej Krzyśka. Całował ją po całym ciele. Był w samych bokserkach, a Lissa w bieliźnie. Krzysiek podniósł na mnie wzrok i uśmiechnął się triumfalnie. Czułem jak wszystkie komórki mojego ciała wypełnia wściekłość, a żyły na szyi zaczynają pulsować. Ruszyłem w stronę łóżka. Złapałem tego gnoja za szyję i rzuciłem nim o ścinę chcąc zyskać na czasie i sprawdzić co z Lissą. Zdjąłem moją czarną, skórzaną kurtkę i okryłem nią dziewczynę. Na jej twarzy widać było obrzydzenie i strach. Była taka bezbronna. Poczułem uderzenie w tył głowy. Upadłem bezwładnie na ziemię. Ostatnim co zobaczyłem był cwany uśmieszek Krzyśka.

*Lissa*

Czułam jego obleśne, mokre pocałunki na całym moim nagim ciele. To było straszne. Tym bardziej straszne, że nie mogłam nic a nic zrobić. Mogłam jedynie czekać na jakiś cud. Miałam nadzieję, że jakimś cudem zjawi się tu Justin i mnie uratuje. O czym ja marze! Po co on miałby tu wracać po tym jak na niego nawrzeszczałam? Po tym jak uświadomiłam sobie, że nie ma najmniejszych szans na jakikolwiek ratunek chciałam, żeby on po prostu to zrobił i mnie zostawił. Nawet nie zauważyłam kiedy odpłynęłam. Obudził mnie głośny dźwięk tłuczonego szkła. Otworzyłam oczy. Oślepiło mnie światło. Zdziwiło mnie to. Wydawało mi się, że wcześniej było ono zgaszone. Otworzyłam oczy ponownie przyzwyczajając się do światła. Fizyczne czułam się dobrze (nie licząc obolałego policzka). Psychicznie było gorzej. Na początku myślałam, że jest po wszystkim. Myślałam, że ten gnój zostawił mnie tu. Szybka wyszłam z tego przekonania. Zobaczyłam nieprzytomnego Justina, a nad nim Krzyśka. Obok Justina leżało mnóstwo szkła. Krzysiek zorientował się, że się ocknęłam.
-Jak dobrze, że wstałaś.- podszedł do mnie.- Teraz możemy dokończyć.
Czyli on mi tego nie zrobił. Czułam ulgę, ale i strach przed tym co miało nadejść. Wiedziałam, że Krzysiek nie odpuści dopóki nie dostanie tego czego chce. Czułam się dość silna, żeby spróbować mu uciec. Miałam plan. Krzysiek podchodził coraz bliżej. Kiedy znalazł się tuż przy mnie kopnęłam go jak najmocniej mogła w krocze. Chłopak zgiął się i jęknął z bólu. Rzuciłam się w stronę Justina. Uniosłam jego głowę. Ocuciłam go.
-Uciekaj.- powiedział pewnie, ale cicho.
-Nie zostawię cię.- wyjęłam rękę spod jego głowy z zamiarem złapania jego ręki. Zobaczyłam na mojej dłoni ciemnoczerwoną substancję.
-Uciekaj, poradzę sobie.- upierał się przy swoim.
-Justina, ty krwawisz! Nie zostawię cię rozumiesz!?- wykrzyczałam.
Nagle poczułam jak ktoś podnosi mnie za włosy. Ból był niewyobrażalny. Krzysiek podniósł mnie i złapał za ramiona.
-Prosiłem, żebyś była grzeczna.- mój oprawca kipiał złością.
-Zostaw mnie!- wykrzyczałam i splunęłam mu w twarz.
-Przesadziłaś!
Krzysiek uderzył mnie w policzek po czym rzucił na łóżko.  Jęknęłam z bólu. Podszedł do Justina i uderzył go z pięści w twarz. Justin ledwo kontaktował. Nie mogłam patrzeć jak cierpi. Rzuciłam się mu na pomoc, chociaż wiedziałam, że niewiele wskóram. Zobaczyłam wysoką lampę obok łóżka. Złapałam ją i podbiegłam do Krzyśka. Uderzyłam go lampą w głowę z całej siły. Chłopak osunął się na ziemię. Podeszłam do Justina. Ponownie go ocuciłam. Widziałam, jak Justin próbuje znaleźć w sobie siłę, żeby się podnieść. W końcu mu się udało. Podszedł do mnie i mnie przytulił. Wtuliłam się w jego tors. Czułam się bezpieczna. Czułam, że mam wszystko. Jednak nie było mi dane długo cieszyć się takim stanem.

*Justin*

Ocknąłem się po jakimś czasie. Nie wiem ile minęło. Może klika minut a może klika godzin. Co jeśli było już za późno? Nie dopuszczałem do siebie takiej myśli. Gdyby coś jej się stało nie wybaczyłbym sobie tego. Żył bym ze świadomością, że mogłem coś zrobił. Poczułem na karku delikatny dotyk, który koił ból. Otworzyłem oczy i zobaczyłem Lisse. Jej policzki były mokre od płaczu.
-Uciekaj.- wyszeptałem.
-Nie zostawię cie tu!- wykrzyczała.
-Uciekaj, poradzę sobie!
-Justin, ty krwawisz! Nie zostawię cię, rozumiesz?!- zanosiła się od płaczu.
Lissa zaczęła krzyczeć. Krzysiek podniósł ją za włosy. Byłem za słaby, żeby wstać. Nie potrafiłem. Nie mogłem jej pomóc.
-Prosiłem, żebyś była grzeczna.- usłyszałem głos tego gnoja.
-Zostaw mnie!- krzyknęła Lissa i splunęła mu na twarz.
Po co to zrobiła?!
-Przesadziłaś!
Usłyszałem głośny plask i jęk Lissy. Odszedł gdzieś z nią na chwilę, po czym wrócił do mnie i wymierzył cios w twarz. Jęknąłem z bólu. Krzysiek już chciał zadać kolejny cios, kiedy osunął się na ziemię. Kiedy upadł zobaczyłem nad nim Lisse z lampą.
Próbowałem znaleźć siłę na to żeby wstać. W końcu to zrobiłem. Wstałem i przytuliłem Lissę. Wtuliła się w mój tors cicho łkając. Wściekłość we mnie kipiała. Miałem ochotę zabić tego gnojka za to co jej zrobił. Zasługiwał na wszystko co najgorsze. Nienawidziłem go. Zobaczyłem, że coś przykuło uwagę Lissy. Również odwróciłem się w stronę, którą patrzyła.


------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Wena wróciła. Przepraszam, że tak długo nie dodawałam rozdziału. Mam nadzieję, że nie stracę czytelników przez moją głupotę. Jesteście dla mnie bardzo ważni.

PROSZĘ O SZCZERE KOMENTARZE

#MuchLove